Thursday, August 23, 2012

Czwartek, 23 sierpnia, 2012

Hello, hello!! Nadaję ja, Wasza dietowiczka :-D
Jak mi idzie? Fenomenalnie.
Chleba/kaszy, makaronu/cukru/ warzyw korzennych/słodyczy żadnych/piwa nie miałam w ustach od początku miesiąca. I powiem szczerze, że nie cierpię z tego powodu zanadto.
No bo jak się ma prawie tłuczone ziemniaczki w postaci kalafiora rozdziabanego i doprawionego śmietanką i parmezanem, to czego więcej trzeba do szczęścia?!? Jest to niesamowita pyszota!
Chlebek? No problem! :-) Przedwczoraj znalazłam na necie przepis na kromki ze zmielonego siemienia lnianego i bingo! Następna rewelacja, o niebo lepsze od dukanowskich bułek z mikrofali. Trochę to pieczywo podobne w smaku do chrupkiego Finn Crisp, jeśli ktoś zna...
No i proszę poczytać o dobroczynnych właściwościach siemienia; prawie sam błonnik, mnóstwo witamin i minerałów.
A dziś podczas jedzenia piersi z kury nadziewanej szpinakiem, serem mozarella i włoską ostrą kiełbasą oraz owiniętej prosciutto, aż ręka mi w pewnym momencie opadła i pomyślałam że muszę się podzielić ze światem tym wszystkim, więc cyknęłam fotkę. Wkleję jutro, bo dziś już mi się nie chce :-)

Jedna uwaga dla osób pragnących schudnąć na LCHF. Mimo że różne źródła podają, że alkohol typu wódka, gin i czerwone wino, nie ma węglowodanów, a jedynie tę niefortunną właściwość, że kalorie z alkoholu są spalane jaki pierwsze, hamują one tym samym spalanie tłuszczu, u mnie to wygląda w ten sposób, że na dobre pół tygodnia ,lub dłużej hamują spadek wagi, a nawet powodują wzrost wagi.
Tak że nie ma co, ostrożne używanie też wybija z balansu, tak że zalecam osobom wrażliwym kompletne zrezygnowanie z alkoholu. Każdy organizm jest inny, ja wiem, że mój rośnie jak balon na procentach.

Thursday, August 2, 2012

Czwartek, 2 sierpnia 2012

Haha, nie mogłam dostać się do swojego bloga! :) Kompletnie zapomniałam hasło i e-mail.
No cóż moi drodzy, nowy miesiąc ,nowa dieta :-)
Staram się na wesoło to wszystko brać, ale nie mam nic wesołego do napisania. Jak nie trudno się domyśleć waga sprzed pół roku. Nie opuszcza mnie chęć zrzucenia kilogramów, ale to wszystko odbywa się zrywami. A między tymi zrywami jest piwo, bułki i co tylko sobie można wyobrazić. To tylko świadczy o tym ,że nie osiągnęłam jeszcze swojego dna. Szkoda. Nie pociesza mnie nawet, że blog, który obserwowałam, pt." nigdy więcej szelek" utajnił swoje wpisy dla czytelników, a przedtem skopiował się z 1 stycznia na 1 lipca. Może to jest jakiś sposób na nową motywację, ja nie wiem :-)

No w każdym razie ...dlaczego znowu zawracam głowę sobie i wszystkim? Mo mnie to dręczy, że musi być jakiś sposób! Na pewno bardziej psychiczny (porządki w głowie), dopiero za tym pójdzie skuteczność w walce z wagą. A jeśli chodzi o odżywianie to od wczoraj zaczytuję się i stosuję do zasad LCHF z bloga www.dietdoctor.com , czyli "mało węgli, dużo tłuszczu". Z tym "dużo tłuszczu" to bez przesady, po prostu jeśli ma się kawałek mięsa to sosik do niego można zrobić na bazie masła, śmietany, bądzi oliwy. Jajko z majonezem można...Jarzyny tylko te naziemne, niekorzeniowe, i żadne tam słodziki, substytuty makaronów, wyroby o obniżonej sztucznie kaloryczności, bo to ZUO jest :-) Podobno, tak mniej więcej jak w Atkinsie i w Dukanie, następuje ketoza i brak apetytu= mniejsze ilości zjadanej paszy.
Właśnie piekę kurczaka z pomidorem, bakłażanem i papryką i ziołami prowansalskimi, nie żałowałam przy tym oliwy. Pachnie nieziemsko :-)
Acha, waga poszła w ciągu jednego dnia o 4 funty! Haha, może dwa tygodnie wystarczą, jak tak dalej pójdzie?:-) Żart! :-)

Wednesday, May 16, 2012

Środa, 16 maj 2012

Mój Boże, już 16 maja, gdzie mogłabym być, gdybym pociągnęła rzecz konsekwentnie od grudnia? W jedwabnej sukience obcisłej :-)
ech

Tymczasem trzeci dzień fazy uderzeniowej i zjazd ze 179lb na 174.4lb. Nie wiem jeszcze, czy dzisiejszy dzień będzie ostatni, czy jeszcze ze dwa dni pociągnę same proteiny. A może tylko jutro, zeby od razu przejść fazę 4/3.
Wracam na Dukana z podkulonym ogonem, bo swoimi metodami do niczego nie doszłam. Takie są fakty.

Tuesday, May 15, 2012

Wtorek, 15 maja 2012

O biedzie i otyłości . Dobre, ciekawe. Wczoraj zastanawiałam się nad tym, jak pogodzić budzet z dietowaniem i pomyślałam, że jak trzeba będzie, to będę jechać na samych jajkach, trudno.

Monday, May 14, 2012

Poniedzałek, 14 maja 2012

Byłam u lekarza, zrobiłam badanie krwi i hormonów tarczycy, nic mi nie jest. Jestem w pełni zdolna do chudnięcia. Ucięłam sobie krótką pogawędkę z lekarzem, który sam niedawno zrzucił ponad 100 funtów!!
Co mi miał do powiedzena? Ano nie jeść po 5 po południu i ruszać się. On biega 3x w tygodniu po ok 7 km. Złapałam się za głowę. Lekarz powiedział, że, jego zdaniem bardzo ciężko jest zrzucić kilogramy samą dietą, a jescze trudniej potem wynik utrzymać. On mówi, że jak nie może się ruszać przez powiedzmy 2 tyg. bo jest chory, to nawet przy ograniczeniu jedzenia tyje. Na pocieszenie można podumać o tym, że nawet lekarze mają problemy z nadwagą. Pokiwaliśmy jescze głowami nad różnymi trudnościami, które stawia zachodni styl życia ( nieregularne posiłki, stres, brak dobrego wypoczynku).

Więc jeśli jestem zdrowa fizycznie, to pewnie szwankuje psychika. Niemożność utrzymania się w wyznaczonych ramach, bo po jakimś czasie przychodzi taki moment, że nic mnie nie obchodzi, dokładnie nic. Najważniejsze wtedy dla mnie jest nasycić się.
Nie mam na to metody, nie mam sposobu, skierować swoją uwagę gdzie indziej. To mój najwiekszy problem.

Postanowiłam zacząć romans z Dukanem od nowa trzymając się ściśle zasad. Muszę naprawdę mieć efekt w niedługim czasie, a wiem, że Dukanie to zapewni.

Dziś faza uderzeniowa: puszka tunczyka z wody, jajko na twardo, trochę mięsa pieczonego.

Monday, April 30, 2012

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Waga na dziś 178lb.
Mam 100 wymówek: zawirowania emocjonalne, braki w portfelu, tak że muszę polegać na tym, co jest dostępnego do jedzenia, chęć sprawienia przyjemności domownikom przez wyjście z nimi raz na ruski miesiąc i  zjedzenie czegoś na zewnątrz.......
To wszystko prawda, ale to wszystko dodaje się do siebie tak szybko.
Szczerze mówiąc nie wiem już, co robić. Na razie mam dwa pomysły: zbadanie sobie hormonów tarczycy i kupienie proszku do robienia proteinowych koktaili.

Wednesday, April 25, 2012

Sroda, 25 kwietnia 2012

Waga 174.4 funta. Dlaczego to pół funta tak się mnie uczepiło?
Z drugiej strony, nie mogę oczekiwać, że lata (LATA!!!!!) zaniedbań znikną w 3 tygodnie. To by było zbyt proste.

Jednak nie ma przebacz :-/, tydzień w plecy.


Tuesday, April 24, 2012

Wtorek, 24 kwietnia 2012

Waga na dziś 174.4 funta. To fajnie.

ps. ale tak naprawdę to niefajnie, nawet jeśli jutro będę ważyć, 173.8 funta, to są trzy dni w plecy. Tak, trzy dni, które mogłabym spożytkować na szybsze schudnięcie, haha:-)) po to żeby szybciej móc zjeść coś niedozwolonego? :-))) Zobaczcie, umysł płata takie figle!!!

Monday, April 23, 2012

Poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.6 funta.
:-(

To z powodu rozlicznych kłopotów i napadu niekontrolowanego obżarstwa wczoraj.
W weekendy będzie trudno.

No nic, tydzień w plecy, a może nie, może choć jakaś nauka z tego wypłynie?


ps. po paru godzinach trochę lepiej, "tylko" 175.4lb.

Dziś na lunch 4 plasterki polędwiczki wieprzowej i 2 łyżki sałatki: fasola+pomidory koktajlowe+cytryna+natka pietruszki

Sunday, April 22, 2012

Niedziela, 22 lwietnia 2012

Mam tylko jeszcze nadzieję, że nauczę się być opanowana mimo wszystko, mimo tego, że źle dzieje się w domu i zagrodzie.
Jak uniezależnić się od złych myśli i zepsutego weekendu? Ten zaskoczył mnie nieprzygotowaną. Przyszły postaram się zaplanować sobie, biorąc pod uwagę, że różnie może być.
Życie nie jest słodkie, a schudnąć trzeba.

Saturday, April 21, 2012

Sobota, 21 kwietnia 2012

Waga na dziś 173.8 funta. A jeszcze parę godzin temu było 174.4:-))
Tak więc sami widzicie, ważę się w środku nocy i rano jeszcze ze trzy razy. Ciekawe kiedy mi to przejdzie, ale na razie jestem zafascynowana i niezmiernie ucieszona spadkami! Poza tym dziś tyle razy wskakiwałam na wagę bo obawiałam się ,że wczorajsza kolacja mi się złośliwie odwdzięczy. A było wczoraj tak że w domu pusta lodówka, więc wyszliśmy na zewnątrz do chińczyka. A tam kawałki prosiątka, bok choy i kluski na sposób singapurski (???$@#$?@)
Zjadłam trochę chrupkiej skóry z prosięcia, która była tak tłusta, że mnie zemdliło, zagryzłam bok choy (pyszny! chinczyk powiedział ,że to dlatego ,że w woku gotowany - temperatura) i potem jak wjechały kluski, to nałożyłam sobie na talerzyk, ale potem to już z talerza zbiorczego tylko "samo dobre" omijając kluski wyjedliśmy. Do tego zielona herbata, piwa nie zamówiłam!!! A na koniec po pół małej soczystej pomarańczy, bo to dostawali wszyscy przy wyjściu.

Tak więc mało na talerzu, wygląda na to, ze to działa :-))


Friday, April 20, 2012

Piątek, 20 kwietnia 2012

Waga na dziś 174.4 funta. Myślałam, że spadnę z wagi, jak to zobaczyłam :-)
No bo jak to: przez dwa tygodnie uda mi się stracic wagowo więcej, niż przez 3 miesiące za ostatnim podejściem? Dlaczego tak się dzieje? przecież wtedy naprawdę samo mięsko i warzywka, buła Nomyi i wogóle....Tylko ,że jak w wielu dietach mówią, żeby jeść do syta, więc jadłam do syta. No i to "do syta" chyba miało kluczowe znaczenie. Tylko , że ja, proszę państwa, nie mam już 14 lat, żeby jakiekolwiek ograniczenie węgli zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Nie ten wiek.
U mnie już po prostu, nie dość, że musiało nastąpić ograniczenie jakościowe ( bye, bye piwo!) to i ilościowe też.Bye, bye obiady na wielkim talerzu, witajcie spodeczki do herbaty!
Brzmi strasznie, no nie? Ale da się. Mi baaardzo pomaga,( choć wciąż mam napady paniki, że mi zabraknie, że się nie najem..) obnoszenie się z jedzeniem jak chomik.Tzn. trzymanie go w ustach dłużej niż kiedyś :-), i czucie, jak smak się uwalnia i trwa. I ważne, nie należy wówczas oglądać tv, czytać książki, gazety, szperać po necie...Taką metodą jem naprawdę zdecydowanie mniej. Polecam :-)


ps. spojrzałam na stare wpisy. tatarata, samo mięsko i warzywa, akurat! A kto tequilę z chipsami jadł w lutym? ? ?

Thursday, April 19, 2012

Czwartek, 19 kwietnia 2012

Waga na dziś 175.2 funta, 3 godziny temu było równo 176. Głupia ta waga.
A może ja głupia? :-) hyhy


Wednesday, April 18, 2012

Sroda, 18 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.0 funtów. Chyba woda przeze mnie przepływa, raz w tą, raz w tamtą stronę. Wczoraj zjedzone dwie średnie piersi z kury upieczone w piecyku bez skóry, jedna kulka mięsna w sosie pomidorowym, jedno jajko na miękko. Po dłuższym namyśle dodam jeszcze ze 3 łyżki sosu pomidorowego :-) No i po jeszcze dłuższym namyśle przypomniałam sobie o około dziesięciu sztukach fasoli jaś z cytryną! Widzicie jak szybko zapomina się takie drobiazgi? a to wszystko kalorie są.
Dziś jajecznica z półtora jajka ( pół przywarło do patelni;-) z szynką, do tego dwie papryczki peperoncino z octu, bo byłam już naprawdę głodna.

Jednak prowadzenie bloga, a tym samym przypominanie sobie codziennie o tym,żeby nie jeść bezmyślnie, jest  bardzo pomocne. Chciałąm dołączyć jeszcze pewien element nowości, zobaczyć jak inni sobie radza i zgłosiłam chęć uczestnictwa na forum zamkniętym "Schudnij w Ziutkowie". Niestety, albo tam nikt nie patrzy na pocztę, albo z jakichś powodów nie będę pasowała do forum, bo przepustki nie mam. Tak więc pozostają inne fora. "Proteinki- dieta Dukana" na przykład. Pisałam tam półtora roku temu. Teraz przypominam sobie, że jadłam te kurczaki i serki z podświadomą nadzieją, że jak już schudnę, to się wtedy najem, tak jak kiedyś  :-)))))))
Ale ie ma tego złego...Weszłam na forum o diecie Montignaca, całkiem dobre :-). Lubię po prostu czuć że nie tylko ja, że inni też, borykają się, raz im lepiej wychodzi, raz gorzej.To mi pomaga.

Tuesday, April 17, 2012

wtorek, 17 kwietnia 2012

Ech...176.8 funta. Perque, why, dlaczego?? Ale to nic, cierpliwość i konsekwencja, pokonamy ich godnościom osobistom!

Sunday, April 15, 2012

Niedziela, 15 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.4 funta. Ej, nie ma co oczekiwać cudów po wczorajszym wychodnym do Pałacu Przyjęć.:-) Byłam na przyjęciu gdzie nikogo nie znałam, dodatkowo robiłam za kierowcę, tak że napicie się czegoś a potem wyszalenie tego na parkiecie nie wchodziło w rachubę. Wyszalenie na parkiecie bez napicia się też nie, bo to było takie disco-polo, że ja nie wiem, jak się to tańczy na trzeźwo :-)) Serio.
Tak więc skubnęłam z powystawianych garów z jedzeniem to i owo; flaki w sosie pomidorowym po włosku, kalmary, plasterek jakiejś wędliny, 4 pierożki ravioli w serowym sosie. Potem był jeszcze pełen posiłek zaczynający się od makaronu.  Skubnęłam trochę penne ala vodka, i tu byłam bardzo dzielna, bo smakowały jak pomidorówka mojej babci, chlip:-(, sałata (zjadłam oliwkę tylko) i drugie. Grzecznie wybrałam rybę z rozlicznych możliwości i tyle. Deserów nie ruszyłam.

Musialam cos zjeść, bo nie dość, ze nie piłam i nie tańczyłam, to jeszcze gdybym nic nie zjadła to dopiero byłoby chamstwo :-) I tak dobrze, że pół bufetu nie zjadłam ze stresu że mnie co i rusz jacyś obcy ludzie próbują wciągnąć na parkiet i zmusić do zatańczenia tego  umpa-umpa :-))

Saturday, April 14, 2012

Sobota, 14 kwietnia 2012

Waga na dziś 175.4 funta i to po wypiciu wczoraj całej butelki wina ! Tak, bo wczoraj z nudów już, zostawiona sama sobie, otworzyłam winko.Domownicy w liczbie 2 poszli spac, żeby przygotować sie na nocne oglądanie jakichś arcyważnych wyczynów sportowych, więc co miałam robić?? ;-)
No ale dosyć tych tłumaczeń, nie warto było bo dziś przednie płaty mózgowe mnie bolą, a warto, bo podziałało przeczyszczająco.
Saumur Champigny, mmm, całkiem zacne..:-)

Ciekawe, zaczynam zauważać u siebie brak apetytu na cokolwiek.
Jeszcze tydzień temu na okrągło i obsesyjnie myślałam o jedzeniu, co bym zjadła, co zrobię, jak mi zabraknie jedzenia... Dziś zjadłam ćwierć piersi z kury z sosem tabasco, bo lubię ostre kwachy i serek babybel light. To tak z rozsądku, żeby nie omdleć , ale jesć nie mam ochoty. No może wczoraj wspomniane hinduskie...

Friday, April 13, 2012

piątek, 13 kwietnia 2012

Żarło, żarło i przestało. Waga na dziś 176.2 funta. Czyli ubyło mnie 5 funtów wody na razie, zobaczymy, co będzie dalej.
Wczoraj na lunch kasza gryczana z upieczonymi szparagami, na dno trochę plaskatej fasoli z puszki (z 10 sztuk) a na wierzch jajko na miękko.
Pani w pracy zapytała " to już wszystko?", na co jej powiedziałam, że jak biegam w kółko, to nie mogę z pełnym zołądkiem, bo mi z tego biegania nic nie wyjdzie.
U mnie w pracy ludzie po obiedzie łykają 5-godzinne napoje energetyzujące
ale ja nie chcę. Wątrobę ma się jedną.

No dobrze, jedziemy dalej. Pamiętając o tym, co już tu niejednokrotnie pisałam, że ***podstawowa podstawa***!!!:-) to cierpliwość i konsekwencja,nie zrażam się zastojem ;-P
Proszę, oto prezentacja mojego wczorajszego śniadania: jajo i wędzony pstrąg. Dla niedoświadczonych - jajko na miękko gotuje się 5 min od zawrzenia wody, wczoraj się nauczyłam i od razu ugotowałam dwa: jedno na śniadanie, drugie na obiad.



A teraz pierś z kury. Pierś odarta ze skóry (tu pomoc domownika, bo brzydzę się skóry), zalana odrobiną maślanki, tak tylko do pokrycia cienką warstewką, i odstawiona na cała noc. Rano posypałam przyprawami jakie znalazłam: sól, pieprz cayenne, sproszkowany imbir, sproszkowana kolendra, czosnek i cebula w proszku, świeży tymianek, trochę przyprawy do steków :-). CZy o czymś zapomniałam?? Chyba nie, o, nie, jeszcze papryka sproszkowana poszła na to po jednej stronie, a po drugiej chipotle! Potem na kratkę i do pieca na godzinę na 375F. A oto efekt. Co zrobiłabym inaczej? Obejdzie się bez tymianku i przyprawy do steków. A poza tym potrzymałabym  ok. 15 min. dłużej w piecu, bo te piersi były gargantuiczne i trochę mogłyby bardziej dojść w środku. Ale poza tym OK. Maślanka powoduje, że mięso nie wysycha tak i jest naprawdę soczyste. Obyło się bez smażenia skóry i w ogóle, a smak znakomity.:-) Następnym razem doczytam o mieszankach przypraw, żeby zrobić coś z większym sensem. Jerk chicken na ten przykład, bo lubie ostre przyprawy.
No dobra, dosyć tego, wklejam zdjęcie.Smacznego :-)



Poza tym, żeby mi nie uciekło wkleję tu przepis na kokosowe curry z kurczaka. Moim zdaniem wygląda rewelacyjnie!!! Sprawdziłam wartość kaloryczną mleka kokosowego. Niestety jest tak tłuste, że kubek ma 600kcal, ale jak się podzieli na 4 osoby......To można spróbować, no nie? :-))

Thursday, April 12, 2012

Czwartek, 12 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.2 funta !!:-)) No wiecie państwo, khm....jestem więcej niż zadowolona.Co prawda w nocy śpię pod pierzynką i kocem, bo mi trochę zimno, ale poza tym wszystko gra.
 O, jeszcze jedna obserwacja; dłużej spię. To znaczy i tak, jak zwykle, budzę się w nocy i przewalam po łóżku przez co najmniej godzinę. Jednak teraz nad ranem jestem tak śnięta, że przesypiam do 7 rano, a nie jak kiedyś o 5tej baczność.

Porozglądam się teraz trochę po necie, bo dopiero wstałam.


Wednesday, April 11, 2012

Środa, 11 kwietnia 2012

Waga na dziś 178 funtów :-)

I następny artykuł ze Zwierciadła. Od razu powiem ,że wg mnie taki sobie.  Ktokolwiek go napisał użył mnóstwa wyświechtanych ogólników typu "znależć ciekawą i nową aktywność", " pokochać siebie"... yada, yada , yada...Tak samo mądre jak "żreć połowę" czy inne złote myśli.Sama prawda no i jaka prosta , no nie? Tylko dlaczego większość na tym polega, tego artykuł już nie wspomina. Moim zdaniem autor/ka nie zdaje sobie sprawy, że ten, niby pomocny artykuł, pozostawia czytelnika w depresji, że oto nie jest on w stanie zrealizować takich prostych wytycznych, a na dodatek nie kocha siebie :-/

Ale proszę się nie zniechęcać :-) Sa tam dwie fajne uwagi: o celebrowaniu jedzenia i w ostatnim akapicie, że nasza podświadomość nie rozumie " nie wolno" i jeśli obsesyjnie uczepimy się myśli nt jakiegoś ulubionego dania, to nasze myśli będą się wokól tego kręcić nieustannie doprowadzając nas do szajby :-)

Ponadto polecam jeszcze do poczytania, a na pewno do podumania taką jedną rzecz (hmm... staram się znależć w necie to, co wczoraj przeczytałam w żurnalu w pracy i co uważam za godne zastanowienia). Chodziło w krótkim artykuliku o medytację nad jedzeniem. Chodziło o moment zatrzymania się i wykonanie 3 ćwiczeń w miarę możliwośći:
* ćwiczenie uwagi podczas jedzenia. Przykład: jeść 3 szt. rodzynek 10 min. Wiem, brzmi jak tortura :-) ale chodzi o poczucie wszystkimi zmysłami ich koloru, zapachu, wagi, smaku wreszcie... Często łykając ogromne nawet ilości jedzenia nie pamiętamy przecież nawet co zjedliśmy!

* obserwacja siebie w czasie napadu "głodu". Np. na widok ulubionego jedzenia obserwować, co w nas się odzywa, jakie uczucia, namiętności nami targają, przeczekać ten moment i zobaczyć jak ten impuls wreszcie odpływa.
Pozwoli to rozpoznać nam prawdziwy fizjologiczny głód od tego psychicznego.

* i jeszcze w czasie napadu głodu zatrzymać się na chwilę i zastanowić, jak silny jest nasz głód w skali 1-10. Czy chce nam się jeść, czy raczej żreć ze strachu, wściekłości, nudy, zdenerwowania ?

Uff, i tak dużo zapamiętałam, bo nie jestem w stanie znależć wyżej wspomnianej pozycji. Ale za to mam coś podobnego o tu. I takie rzeczy lubię czytać, napisane bez wbijania czytelnika w poczucie winy, tylko oferujące zrozumienie i praktyczną poradę.

ps. tylko dopowiem jeszcze, bo zauważyłam, że to na mnie dobrze działa..chodzi o baaardzo wolne jedzenie przysmaku, długie żucie go w ustach i skoncentrowanie się na smaku. Naprawdę jem wtedy znacznie mniej :-)
Cholera, to taki zamiennik smoczka czy co? ;-)

Tuesday, April 10, 2012

Wtorek , 10 kwietnia 2012

Dzień dobry, waga dziś 179.4 funta. Na wadze byłam już dwukrotnie, jakby za pierwszym razem nie było wystarczającego info :-)
Trochę mi zimno, to na skutek wczorajszego kontrolowania porcji. Po prostu mało zjadłam, bo mam w lodówie dość kaloryczne rzeczy.Żeby to jakoś pogodzić limituję sobie porcje.Kładę na język, trzymam w ustach, rozkoszuję się smakiem jak najdłużej :-)
Tak więc wczoraj wpadłam na pomysł napisania czegoś może o jedzeniu wolniej. Po prostu wolniej, bo to jest różnica, czy w tym samym czasie zjem 1/8 paczki makaronu memląc go trochę dłużej, czy cała paczke....Satysfakcja smakowa taka sama, a ilość kalorii wchłoniętych o niebo mniejsza.
No ale o tym kiedy indziej. Jak to w życiu zwykle bywa, jest ono nieprzewidywalne :-), tak więc dzisiaj chciałabym się ustosunkować do artykułu w linku nadesłanym przez moją stałą czytelniczkę Ankę, za który serdecznie dziękuję :-)
A oto ten artykuł , pochodzi z magazynu "Zwierciadło" ,który kiedyś regularnie czytałam. Chyba czas powrócic do starych nawyków.

Część pierwsza moich przemyśleń o stresie i jedzeniu, czyli nie wiem co z tym fantem dalej zrobić. Autorka artykułu zwraca uwagę,że osobom otyłym trudno jest poczuć i rozpoznać swoje własne emocje. I tak i nie. Ja już dotarłam do tego punktu,że sama przed sobą mogę przyznać się, że w zasadzie od rana do nocy jestem zestresowana. Tylko co to moje rozpoznanie mi da, w czym mi pomoże?
Życia nie da się przykroić do swojego własnego chcenia, bo gdybym tak naprawdę chciała się w tej chwili odstresować, to pojechałabym na spacer za miasto. Wiadomo ,że to niemożliwe, wiadomo, że trzeba iść do pracy i pajacować w niej. To jest konieczność, urągająca czasami godności człowieka, dlatego kuli on ramiona i tkwi 8 godzin w okolicznościach dla siebie niekomfortowych. Wtedy nawet weekend nie wystarcza na wyprostowanie się.

Szukałam dziś w sieci info na temat wolnowarów, bo wymyśliłam, ze fajnie byłoby zjeść coś świeżego, smacznego i ciepłego zaraz po przyjśćiu do domu. Trafiłam na forum o wolnowarach i na wypowiedz jednej z osób tam piszących, która trafiła w sedno współczesnych problemów człowieka. Cytat z wypowiedzi Krysi2000 o wolnowarach i nie tylko :-):
"Hihihi, czyli kolejne narzędzie w służbie zniewolenia. Masz tu zastępujący cię gadżet, żebyś miał więcej czasu na siedzenie w biurowym kamieniołomie, żebyś mógł awansować i dostawać w zamian więcej orzeszków, które wymienisz na jeszcze nowocześniej zastępujące cię gadżety, żebyś miał jeszcze więcej czasu na siedzenie w biurowym kamieniołomie, żebyś mógł jeszcze wyżej awansować i dostawać w zamian jeszcze więcej orzeszków, które wymienisz... W piątkowy wieczór naprujesz się razem z resztą zestresowanego wyścigiem stada, w sobotę zrelaksujesz z rodzinką przy tv z n-tą edycją "Gwiazd z Tańcami", czyli patrz-jak-można-żyć-frajerze-ale-nie-dotykaj, a w niedzielę pospiesznie zakręcisz pranie i i tak zdążysz, bo jako przezorny wyrobnik nowoczesny zaopatrzyłeś się w supernowoczesną pralko-suszarko-prasowarkę, zajmującą jedynie 90x60x120cm i góra dwie i pół godziny czasu na odświeżenie łachów z całego tygodnia.

Cyniczne żarty żartami, bo zdaję sobie sprawę dobrze z tego, że ten kto nie dotrzymuje kroku w marszu ku świetlanej przyszłości, ten zostaje z tyłu w dziejowej pomroce. Albo jest tym pasterzem, co nas owieczki durnowate z jednej łąki na drugą przepędza, żebyśmy miały złudzenie fascynującej wędrówki przez życie"



To tyle na dziś, przemyślę temat jeszcze i innym polecam do przemyślenia. ale wydaje mi się, że na ten życiowy szkopuł nie uzyskam od pani Ewy Klepackiej-Gryz dobrej porady. Bo porada jest jedna: jechać do lasu i jeść korę :-) Jakie jechać, pójść piechotą, bo benzynę to się za pieniądze kupuje :D

A tak szczerze, to chciałabym nauczyć się nie stresować niczym. Czuję się chora w środku, kiedy jestem cały dzień napięta. Jest trochę tak, że wiem, że moje ciało sygnalizując stres ma rację i że cały świat jej nie ma wprowadzając takie okoliczności i sytuacje, wobec których moje ciało musi się tak bronić. Wtedy czuję się bezradna wobec świata. Tak on jest urządzony, a ja muszę się poddać.
Muszę - nie muszę, oto jest pytanie. Na pewno nie mam tego komfortu, że będę robić, co mi się umyśli i wyjadę na miesiąc, lub pięć w Karkonosze....

No i co państwo na to?


Na swoją rękę znalazłam dalszy ciąg artykułu o tu. Skąd ja to znam? :-(

Monday, April 9, 2012

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012

To znowu ja, odważona. 181 funtów żywej wagi.
U nas już po Świętach. W Polsce krajanie mają jeszcze jeden dzień na ucztowanie , tak więc będę do przodu zaczynając dzisiaj :-)
Eee, tylko że zostało dużo dobrego. Co prawda w tym roku zrobiłam dla każdego po pół jajka przekonując, że z braku tradycyjnego 40-dniowego postu nikt głodny śmiertelnie nie będzie, ale jak to zwykle bywa, ktoś kupił kiełbasę białą, boczek..Trzeba to było wszystko popiec i teraz toto leży i patrzy na mnie z lodówki. A mówiłam żeby nie kupować na potęgę, ale nie da się. Chyba mamy to w głowach ,że na święta musi być duzo i róznorodnie, bo inaczej to nie są święta.  No a teraz coś z tym klopsem trzeba zrobić.

Główny klops dla mnie to moje kolejne podejście do zrzucenia parędziesiąt kilo.
Tak nie może być. Nie mogę zrzucać co 2 miesiące 10 funtów i je natychmiast odrabiać, bo to nie jest dobre ani dla mojej psychiki, ani kondycji fizycznej ogólnie.
Jestem trochę w kropce, bo jak pomyślę o całym tym żmudnym procesie odchudzania, to mi się smutno robi. Z drugiej strony, kiedy patrze w lustro na mój kark gdzie szyi nie widać, to robi mi się smutno podwójnie.
Haha, Tak czy tak, przed sobą mam perspektywę Wielkiej Smuty, to co za różnica z jakiego powodu? :-)

O, tak mniej więcej wyglądam teraz: kark bez szyi, bania zamiast talii i kły na wierzchu.


Co zrobić, trzeba jechać z tym koksem, znaczy z odchudzaniem :-)

Jak to zrobić tym razem, żeby było bardziej skutecznie? Szczerze mówiąc nie wiem. Tzn. teoretyczne podstawy mam w małym palcu jak pewnie każdy z odchudzających się. Jednak ważniejsze od tego co się wie, jest to co się z tym robi. A robi się raz tak, raz siak, zamiast metodycznie i spokojnie i codziennie. Bo tak już jesteśmy chyba skonstruowani, ze działamy kampaniami, a cierpliwości i systematyczności brak, żeby baczyć końca.
Kiedy pomyślę ile to ja razy, tak jak dziś, rozpoczynałam kampanię, z przeświadczeniem że teraz już na pewno, że od dziś to już nie, to za głowę się łapię.To jet po prostu straszne. I kiedy pomyślę gdzie już bym była, gdybym systematycznie po trochu i codziennie coś dla siebie, dla swojego zdrowia zrobiła....Jakie to proste, prawda? Okazuje się jednak, że najtrudniejsze, bo takie proste, że aż nudne :-), lepiej zrobić kampanię, a potem w niej polec, a potem zastanawiać się, jak to się mogło stać :-)
To wcale nie jest śmieszne proszę państwa!
Muszę pisać do siebie takie rzeczy, muszę wystosowywać takie odezwy, bo bez tego to gdzieś wszystko ucieka, postanowienia słabną, tempo życia wymusza ucieczkę w żarcie i kółko się zamyka.


Wednesday, April 4, 2012

Środa, 4 kwietnia 2012

Waga sprzed Świąt Bożego Narodzenia.
Tak proszę państwa. Piwo, guacamole, chleb, oto głowne przyczyny mojego powrotu do 183 funtów, a winowajcy? Ja sama oczywiście.

Zaczynam więc od początku.
Trudno.

Wiem już, że w moim wieku (45 lat) tyje się znacznie szybciej niż kiedyś, a chudnie 10x wolniej. Jak to się mogło stać i kiedy , że się już kwalifikuję do średniego przedziału wiekowego? :-)

Wiecie dlaczego znowu zaczynam? bo przeczytałam dziś to . Ta babka ma tyle lat co ja, a wygląda jak superlaska, i to dzięki chodzeniu! Jej przykład jest naprawdę inspirujący.

W tym momencie mojego życia, akurat mam takie zajęcie, które jest związane z dużą ilością ruchu i to mi na pewno pomoże. Kłopot jedynie z tym, że nie ma jak i gdzie zjeść. W ciągu 8 godzin mogę sobie pozwolić na 5 min przerwy na jedzenie i to łykane bez gryzienia, bo nie ma czasu:-) Tak więc muszę dobrze się zastanowić, co to ma być.

No ale pomału i do przodu, bo nie mogę na siebie patrzeć.
DZiś w menu pieczone w piecyku kulki mięsne , sos pomidorowy, za makaron robiła pokrojona w paseczki paryka.

Można? można, tylko trzeba działać długodystansowo, a nie tak jak ja, góra 2 miesiące.

Monday, March 12, 2012

Tydzień ?, poniedziałek, 12 marca 2012

Kiedy urywają się wpisy na blogu odchudzającego się, to można się domyśleć dlaczego. Po prostu porażka.
Nie mogę patrzeć na bułę, a tak się jej nie mogłam nachwalić....
Za to za bardzo mogę patrzeć na czipsy, na piwo natwt!! Tak tak, pozwalam sobie jak jakiś opętany człowiek...
Nie wiem, co się stało, nie wiem, co się ze mną dzieje, że nie mogę się zdyscyplinować. Zaczęło się od tego, że kiedy przyjechała do mnie znajoma kupiłam parę avocado i zrobiliśmy sobie meksykański wieczór z drinkami i chipsami niestety...A potem raz i drugi nie miałam czasu przygotować sobie lunchu do pracy, więc musiałam kupić coś na zewnątrz. Raz była to kanapka na bule, drugi raz jakiś gulasz z ryżem, trzeci raz też gulasz...potem stres w pracy bo prezentację miałam przygotować...i tak poszło.
 Jest mi przykro z tego powodu jak cholera.
Ale do totalnego upadku jeszcze nie doszło, jeszcze powalczę. Ale na razie na wagę nie wchodzę.
przeczytane dzisiaj


Friday, February 24, 2012

Tydzień 10, piątek, 24 luty 2012

Nie ma się czym chwalić, 175.8lb. Nawet nie chce mi się przeliczać, ile to będzie na nasze. Raz zjadłam na obiad kanapkę z prawdziwą bułką kupioną na zewnątrz, bo nie miałam czasu przygotować nic swojego. Raz najadłam się czipsów i napiłam tequili z powodu przyjazdu znajomych...ech, no i co? waga w górę. Nie mam energii,chęci do niczego.Buuu
Zaraz, wczoraj jescze zjadłam pół pączka. No tak, potem jestem strasznie zdziwiona na wadze
Może to taka faza, zobaczymy.

Saturday, February 18, 2012

Tydzień 9, sobota, 18 luty 2012

Błądzę po internecie, a że jestem głównie użytkowniczką portalu Gazety, błąkam się po tamtejszych forach. Smutno mi, że nie mogę znależć nic dla siebie. Forum 'odchudzanie' to dno, forum dla dukanowców zapewne pogoni mnie jako że używam produktów niezgodnych z ich dietą....i  w sumie nie dziwię się im, wejście w ketozę zapewnia parę kilo utraty wagi miesięcznie, po co mam ich denerwować majonezem albo oliwą na sałacie.
Ech...

Friday, February 17, 2012

Tydzień 9, piątek, 17 luty 2012

Dzień dobry, jestem z powrotem. Waga na dziś 173.2lb, to mniej więcej 10 lb mniej od rozpoczęcia projektu 7 tygodni temu. 10 funtów to jest 4.4kg.policzyłam ,waże 78.56kg. Dobry to wynik czy marny? Ja osobiście liczyłam na więcej, ale jesli jest tyle ile jest to wieszać się nie będę :-)
Porada na dziś: brukselka z plewami pszennymi i oliwą (1 łyżeczka!), zamiast masła i bułki tartej. I tym sposobem, po mału....
Wczoraj marzyłam o bułce, jakiejkolwiek.......i o ryżu .....a sio!

Tuesday, February 14, 2012

Tydzień 8, wtorek, 14 luty 2012

Miłych Walentynek wszystkim życzę :-)

Waga się zbiesiła i pokazuje coraz więcej, a ja przecież nic innego nie robię niż dotychczas.Bardzo mnie to zbija z pantałyku.

Friday, February 10, 2012

Tydzień 8, piątek, 10 luty 2012

Waga nie wskazała dziś żadnych zmian w stosunku do poprzedniego tygodnia.
Nie lubię jej.
No ale jestem pełna nadziei na przyszły tydzień :-) Zaczynam pracę także w weekendy i to pracę chodząco-biegającą, zobaczymy ile da się zrzucić. No i o to chodzi, żebym chudła i żeby mi za to jeszcze płacili :DD
Dziś na śniadanie oszukana sałatka z tuńczyka z bułą Nomyi -tuńczyk biały z wody, trochę tych listków ze środka selera naciowego, sok z cytryny i pól na pół jogurt 0% i majonez. Tego majonezu łyżeczka do kawy może była.
Na obiad będą jarzyny na parze z mrożonki - mix kalafiora, marchewki, cukinii i jakichś fasolek + pieczony schab.
Dlaczego ,dlaczego nie sfotografowałam tej sałatki? przecież mówiłam ,że będę fotografować! Pewnie dlatego, że nie miałam czasu! Teraz też nie mam, maluję się i lecę....

Thursday, February 9, 2012

Tydzień 7, czwartek, 9 luty 2012

Czołem! Jestem z powrotem. Wcięło mi internet na parę dni, jakiś majster od kabli uszkodził nam połączenie, a już myśleliśmy, że nam odłączyli za niezapłacony rachunek, hahah :-)))) Poza tym jestem bardzo zalatana. Z domu o 7 rano, powrót o 6 wieczorem, wczoraj po 9tej....ufff. Lecę dalej, jutro ważenie!

Sunday, February 5, 2012

Tydzień 7, niedziela, 5 luty 2012

Mam wagę, to się ważę :D. Waga na dziś; równiutko  174lb, to będzie po naszemu78.9kg. Jupiii!!!
Wymyśliłam dziś, że będę fotografować swoje produkcje kulinarne dla nadania koloru blogaskowi. Poza tym może zainteresują one kogos, zainspirują do odchudzania tradycyjnych wersji potraw. Na pierwszy ogień idzie oczywiście buła Nomyi :-) Przypominam skład; w sumie 3 łyżki otrąb pszennych i owsianych, łyżeczka proszku do pieczenia, łyżka jogurtu ( to moja modyfikacja bo w oryginale miał być jakiś serek) i 2 jajka. Roztrzepac w naczyniu w którym będzie się toto robiło i na 7-8 minut na pełną moc do mikrofali.Z buły wychodzi mi 4-5 kanapek.Proszę bardzo, oto buła.




A to śniadanie z buły.Smarunek na kanapkach to jogurt, serdecznie polecam! Trochę ząbki z musztardy mi nie wyszły.



Później zamieszczę jeszcze zdjęcie zupy ogórkowej. Nie wiem dlaczego w którymś z kolei wątku na forum "odchudzanie" w portalu Gazety przeczytałam parę wypowiedzi żeby nie jeść zup, jeśli się jest na diecie. No ja strasznie przepraszam, ale mam zupełnie odmienne zdanie. Jak najbardziej da się zrobić pyszne i dietetyczne zupy na rozgrzewkę w zimie,  trzeba tylko ociupinkę pokombinować. Ja robię tak; wywar na kościach normalnie jak na normalna zupę, i wrzucam masę warzyw tradycyjnie występujących we wszystkich zupiszczach, czyli marchew, seler, pietruszka, cebula . Kroję to wszystko w kostkę i do wywaru, żeby było gęstsze. Dodaję kostkę jarzynową dla wyrażniejszego smaku.Kucharek ma naprawdę dobre jarzynowe kostki, przypadkiem raz użyłam i jestem bardzo zadowolona z efektu.Potem, w zależności od tego, jaka to ma być zupa dodaję albo kapustę kwaszoną, albo ogórki tarte, albo przecier pomidorowy, albo kalafiora....Wiadomo, że grochówek i fasolówek, ani zadnych kupników nie robię, nie dodaję też ziemniaków.Po prostu wywar i jarzyny,a tłuszcz na fajans. Zupa po przestygnięciu na balkonie zostaje odchudzona o tłuszcz zestalony na wierzchu. Zbieram wszystko w miarę starannie, jeśli trzeba zabielić dodaję trochę smietany (nie pół kubka broń boże). No i kto mi powie, ze nie można?
Swietny barszcz ukraiński wychodzi, wszystkie jarzynówki... Wczoraj zrobiłam ogórkową, jeszcze do środka wrzucilam całą pierś z kury ,żeby było więcej protein, super zupa wyszła.
W ogóle zaczynam mieć coraz lepszy humor, bo widzę, że chudnę powoli, a nie tracę nic z walorów smakowych przygotowywanych potraw. Buła sprawdza się jako pieczywo, zupy, które uwielbiam,  są przepyszne i bez tego tłuszczu i dodatków ziemniaczano-makaronowych, mięsko ,moje ukochane, jem nie smażone, ale pieczone (kurczaki, indyk, wieprz) albo duszone (wieprz, wołowe).Do tego szpinak, fasolka szparagowa, mrożonka warzywna mieszana, sztuczne kluski, które nie robią mi różnicy, że są trochę gumowate....
Czego chcieć więcej?

Saturday, February 4, 2012

Tydzień 7, sobota, 4 luty 2012

A dziś 174.4lb! 79.1kg. Najbliższy cel:170lb. Może się uda w niecałe dwa tygodnie??

Friday, February 3, 2012

tydzień 7, piątek 3 luty 2012

Wpis dla porządku :-) : waga dziś 175.4lb to jest 79.6kg. Ubytek w tym tygodniu 0.4kg. Yyyyyy....wolałabym więcej. A najdziwniejsze jest to że waga spadła we wtorek i tak się trzyma parę dni, hmmm. Nie chce mi się pisać szczegółowego menu, tak jak na początku, a może powinnam?
  • na śniadanie wiadomo; bułka Nomyi z plasterkami polędwicy wędzonej i łycha serka twarogowego
  • obiad = przegląd tygodnia;fałszywe kluski, trochę duszonej papryki, jeden mały zawijas wołowy i plaster schabu pieczonego, parę brukselek
  • na przegryzki 2x serek mini babybel light
  • kolacja; dwa plastry schabu + łyżka kapusty kwasz ze słoika (ostatnie ostatki wyskrobałam), poprawiłam to kotletem mielonym i papryką duszoną
Chudnę pomału. Zaczynam mieć obsesję że po bardzo mału i że za dużo jem.
Nic to, przewalczę to. Pomału do celu, jem mniej kalorycznie, mniej węgli i o to chodzi. Tak trzymać.

Thursday, February 2, 2012

Tydzień 6, czwartek, 2 luty 2012

Podekscytowana przedwczorajszymi wynikami znowu nabrałam głupiego nawyku wskakiwania na wagę codziennie ( dziś nawet dwa razy!!!)co jest bardzo niedobre,bo róznice są z godziny na godzinę i to nie zawsze na korzyść. Koniec z tym!
Muszę jeszcze napisać o ostatnich wydarzeniach związanych luźno z dietowaniem. Moja waga wtorkowa pokazywała miły rezultat moich kombinowań :-), tym bardziej, że w weekend pogrzeszyłam trochę z winem i to nie z jakiejś przyczyny, czy okazji, ot, z nudów. Karygodne!. Obawiałam się trochę zastoju, a tu nie, wprost przeciwnie. Nie mówię, że to jest bez znaczenia , raczej przestrzegam wszystkich dietujących przed opłakanymi dla wagi skutkami raczenia się. Żeby było jasne!!
No ale dla mnie w tym tygodniu los był łaskawy, więc dobra nasza, prujemy dalej :-)
Poza tym, wypisałam się z gymu. Bęc!! Tak, tak, wypisałąm się. Poszłam tam i powiedziałam, że jestem bankrutem, a poza tym nie uczęszczam. Pan wlepił mi karę i wypisał. Tym samym przestałam wracać do domu jak na ścięcie i nie walę się po głowie cały wieczór, że miałam iść i nie poszłam. Prawda jest taka, że nie lubiłam tamtego miejsca,(oschłe, obce, a w nim obcy ludzie patrzący na siebie ukradkiem, kto i z jaką prędkością biegnie na taśmie), poza tym nigdy nie udało mi się przemienić "muszę" na "chcę". Radę mam na to połowiczną, bo czym mogą zastąpić gym ci, którzy nie przepadają za fizycznym wyciskiem? Ano na pewno większą ilością ruchu w czasie dnia. Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji ,że jestem teraz w ruchu cały dzień, w czasie pracy chodzę po piętrach parę razy dziennie. Nie są to wielkie ilości, bo jedno piętro, góra dwa, ale zawsze. Razy dziesięć, to się zrobi 15, 20 pięter. Jak się zrobi cieplej planuję więcej rozrywek na świeżym powietrzu (rower, spacery, wycieczki krajoznawcze, yeee!) Poza tym pilnuję jedzenia. Wczoraj byłam z pracownikami na lunchu, wszyscy zamówili pieczone kanapki i frytki a ja grzecznie pieczonego kurczaka bez skóry na sałacie, o! :-) Nie powiem, chciałam ściągnąć komuś frytkę z talerza, ale się powstrzymałam. No dobrze, idę coś zjeść, czy muszę pisać, że będzie to bułka Nomyi?? :-)))

Tuesday, January 31, 2012

Saturday, January 28, 2012

Tydzień 6, sobota, 28 stycznia 2012

Tydzień 6, czyli motywacja. Wczoraj dużo myślałam o niej w kontekście samej siebie, i mnie vs. inni. Być może to trochę zagmatwane, co piszę, ale tak; moja praca między innymi polega na motywowaniu ludzi do wysiłku, czasami do wysiłku mimo wszystko, bez widoków na korzystne rezultaty.Nawet nie będę udawać, że wiem jak to trudne, bo nigdy nie byłam w ich sytuacji, bo są to ludzie mocno starsi i schorowani. Obserwuję ich ostatnio i zastanawiam się, jak to jest, że przy mniej więcej podobnej sytuacji wyjściowej, jedni są w stanie udzwignąć trud, a drudzy już na 'dzień dobry' są oklapnięci i zniechęceni. Bardzo łatwo było mi zauważyć też pewien schemat, że ci oklapnięci i zniechęceni, bardzo często wymóżdżają, i starają się wytłumaczyć swoje teorie i koncepcje nt dlaczego akurat w ich wypadku podjęcie trudu albo nie zadziała, albo nie przyniesie efektu, albo jest wręcz niemożliwe. Jedna pani nie mogła czegoś zrobić, bo nie była w stanie wykreować w głowie "intelektualnego imidżu" (!!!!!) podejmowanej czynności, inny pan, bo jego zdaniem, najpierw trzeba osiągnąć inny cel, żeby móc zacząć się trudzić, a on go jeszcze nie osiągnął.....
Z kolei ci, którzy nie zastanawiając się wiele prą do przodu, osiągają spektakularne czasami wyniki!!! Co ich różni od tych pierwszych?? Moim zdaniem wiara w poprawę. W I A R A .
   Jak bardzo wiara jest ważna, można się przekonać widząc tych ludzi, jednych po prostu robiących swoje i drugich, sceptycznych, bez entuzjazmu już na wstępie.Traktujących siebie samych z tą samą dozą sceptycyzmu i zniechęcenia, traktujących siebie źle.Smutne jest patrzeć na to, na ten brak optymizmu, apatię, złorzeczenie na siebie i swoje dolegliwości.

   To ważne dla mnie dojść do takich konkluzji, bo w jaki sposób mogę motywować innych, sama nie będąc jakimś czempionem w tej dziedzinie? Jak mogE lepiej im pomóc jeśli nie będę miała wiary, że moje osobiste wysiłki zakończą się poprawą w stosunku do tego, gdzie teraz jestem?Mam na myśli moje przepychanki z gimnastyką codzienną przede wszystkim!!

Tak więc katecheza na niedzelę :-)): traktujmy siebie i swoje ciało jak najlepszego przyjaciela, traktujmy siebie z milością, to po pierwsze.
A po drugie, miejmy Wiarę i róbmy swoje.
:-))

Friday, January 27, 2012

Tydzień 6, piątek, 27 stycznia 2012

Waga na dziś 176.4lb, czyli równo 80kg. Zaraz sprawdzę ile w dół od ubiegłego piątku. Już, 1.8lb czyli 0.8kg. Zero osiem to ja się zgadzam :-)
W sumie od 22 grudnia czyli miesiąc i pięć dni, schudłam 3 kg, a w międzyczasie były Święta, Sylwester i inne okazje! Wierny czytelnik zauważy też tu i ówdzie butelkę czegoś mocniejszego, bardziej tłustego, czy wręcz węglowodanowego!
CZy gdybym obyła się bez tych karygodnych produktów schudłabym więcej? Najprawdopodobniej tak, ale w tym momencie byłabym już nieżle sfrustrowana i wybałuszałabym się na wagę, że tak mało, bo chciałabym po 2 kilo dziennie za te moje cierpienia!!$#%!$%! :-)))
A ja spokojnie, tylko generalnie jem mniej tłusto, o wiele mniej węglowodanów i voila!!! :-)) Trzymajcie kciuki!
Dziś:
  • pół czerwonego grapefruita
  • ryba wędzona, serek i pół bułki Nomyi
  • na obiad będą jarzyny na parze(mrożonka-głownie brokuły, kalafior i marchewka) + świńska dupa pieczona w piecu*
  • na przegryzki dwa serki mini babybel light 50kcal kazdy
  • druga połowa bułki jako kanapka na "po pracy"z ostatnimi niedobitkami indyka i surową pieczarką**, trochę jogurtu dla poślizgu
*no niestety, nie mam innego mięsa na obiad w domu.

** serdecznie polecam surowe pieczarki jako dodatek! Lubię ich smak, pół pieczarki w plasterkach na kanapce smakuje doskonale.

ps. po przyjściu do domu zjadłam jeszcze świninę z kapustą kwasz. ze słoika.

Wednesday, January 25, 2012

Tydzień 5, środa, 25 stycznia 2012

Środa, czyli czyszczenie lodówy. Nie mam kompletnie nic. Rano znalazłam jedno jajko, wieć postanowiłam zrobić bułę z połowy porcji. Połowa porcji-myślę sobie- więc ile to może być minut? Wymyśliłam,że pięć. Po pięciu minutach wyjęłam koncertową skwarę. Tak że buły dziś nie budiet, na razie zjadłam znaleziony w zamrażarce barszcz czerwony! Tak więc:
  • barszcz czerwony z kawałkami indyka pieczonego
  • 3 paróweczki dla przedszkolaków znalezione w zamrażarce i podgrzane+ kapusta kisz.
  • potem pewnie będzie baton proteinowy
  • na lunch juz mam przygotowany makaron shirataki z duszonym bakłażanem, kupką szpinaku i gulaszem wołowym
  • na podwieczorak mam następne 3 paróweczki, tym razem na zimno będą
I to chyba będzie na tyle dziś.To już mój ostatni baton. Nie mogę słodkiego, nie umiem się czymś takim najeść. Niby proteiny same, 2 g węglowodanów, ale jakoś mi nie pasuje, już wolę taki ser w inywidualnych opakowaniach mini babybel kupić. Trudno, będę jadła ser na przegryzki. To zresztą nie jest taka straszna opcja, jeden serek light ma 50kcal, a normalny 70kcal, nie ma dramatu.Poza tym bardzo sprytne to zamknięcie na serze ! Uwielbiam go otwierać :-)) Ale nie samym serem człowiek żyje, więc kupię też nieobrobione migdały, max 10szt.na jedną przegryzkę.

ps. nie chcę zapeszać, ale dziś nie wytrzymałam i wskoczyłam na wagę i coś drgnęło w temacie!!. Z publikowaniem wyników poczekam jednak do piątku. Czuję jednak że nie taka straszna ze mnie gapa :-) na całe szczęście.Humor trochę lepszy przez to mam :-)


Tuesday, January 24, 2012

Tydzień 5, wtorek, 24 stycznia 2012

Upps, robił się wtorek! Nie wyrabiam się z wpisami, bo a to nie ma czasu, a to do głowy przychodzią mi różne myśli. Żeby się wypisać z gymu, do którego nie chodzę, na ten przykład....Bo do gara nie mam co włożyć, a gym opłacam. To idiotyczne, właśnie na takich jak ja zarabiają te miejsca. Nabiorą 10 tys.chętnych, z czego chodzi potem 50 osób, a 3 piętra maszyn stoją i mają się dobrze.
Ale to było wczoraj wieczorem, dziś rano znowu mam chęć pójscia tam, która to chęć wyparuje ok. 5tej po południu. Dlaczego tak jest do licha?!?!?!?
Wczoraj ok 4 zaczęła mi się zamykać lewa powieka i to literalnie, po prostu nie mogłam utrzymać otwartych oczu. Zdecydowanie koło tej godziny powinna być przerwa na kawę.Gdybym tylko znalazła sposób na podwyższenie sobie wtedy ciśnienia  normalnymi sposobami...tabletki Hydroxycut nie chcę brać, bo potem nie usnę w nocy.No ale chyba na tym się skończy, bo do gymu muszę chodzić, dla zdrowia chociażby.Albo dla odmiany dietowej;wiadomo że mozna będzie sobie pozwolić na więcej,  okazjonalną łyżeczkę majonezu bez poczucia winy na przyklad.
Wczorajsze menu było trochę bardziej urozmaicone niż zwykle , bo zerwawszy się o 4.40 rano(nie mogę spać ostatnio z powodu poważnych problemów w rodzinie) upiekłam w piekarniku kalafiora i udusiłam na patelni bakłażana. Bakłażan był potem z kolendrą, a kalafior z pietruszką i parmezanem. Bakłażan wyszedł smaczniejszy, będę go częściej robić, na różne sposoby.
Dziś jak na razie karygodne śniadanie, bo bułka Nomyi z boczkiem! Niestety nic innego do jedzenia w lodówie nie było, tylko boczek do jajek.Trochę kłamię, bo był jeszcze indyk, ale indyka będę miała na obiad i kolację. Ile indyka można zjeść?
I tym sposobem poczynając sobie wytrzeszczam potem gały w piątek rano na wadze i dziwię się, że mi waga stoi. Ech....

ps. ten gym przydałby mi się też na poprawę snu..Zobaczymy dzisiaj.
ps jeszcze raz: żeby było po prawdzie  dzień skończył się domową salsą (świeże pomidory, czosnek,cebula, jalapeno, kolendra, ciut oliwy), trochę chipsów kurydzianych. Te chipsy to grzech, niestety.

Sunday, January 22, 2012

Tydzień 5, niedziela, 22 stycznia 2012

Dziś:
  • parę plasterków szynki pieczonej , dwa pomidorki + oliwa
  • miska zupy kalafiorowej
  • parę kawałków indyka pieczonego + żurawina 
  • jeszcze raz indyk, tym razem z duszoną papryką i żurawiną 
Nastrój wciąż nie za bardzo, mam kupę zmartwień.

Saturday, January 21, 2012

Tydzień 5, sobota, 21 stycznia 2012

Chyba zmienię tytuł bloga na " Jak spędzić 365 dni na dumaniu o znalezieniu drogi do gymu, który jest opłacony i 100m od domu".
Dziś (przerwa w jedzeniu jajek):
  • pół grapefruita, sałatka z tuńczyka ze szczypiorkiem (łyżeczka do kawy majonezu)+ łyżka serka twarogowego, litr herbaty
  • indyk pieczony
  • zupa kalafiorowa (jarzyny bez ziemniaków na odtłuszczonym wywarze, 3 łyżki słodkiej śmietanki na gar zupy)
  • dwie butelki prosecco*
*Miałam o tym nie pisać, ale gwoli uczciwości muszę.Po prostu jedno z moich rodziców ma bardzo złe rokowania odnośnie zdrowia, a nawet życia.Niestety. Nie mogę z tym wiele zrobić, nie mieszkam w tym samym mieście, nawet na tym samym kontynencie nie mieszkam.

Friday, January 20, 2012

Tydzień 5, piątek, 20 stycznia 2012

Waga na dziś 178.2lb, czyli 80.8kg. Już nie pamiętam wagi sprzed tygodnia, ale ile to ubyło mi od ostatniego piątku? parę deko?? Minęły 4 tygodnie od rozpoczęcia projektu, powinno mnie być mniej o 4 kg, żeby projekt posuwał się w zaplanowanym tempie. Tymczasem ubyło mnie niecałe 5 funtów.Tak nie może być. Ewidentnie coś robię nie tak.
Dziś:
  • poł grapefruita, herbata, kanapka z bułki Nomyi posmarowana jogurtem, na to 3 plasterki wędzonej polędwicy
  • jeszcze dwie takie same kanapki :-)
  • makaron shirataki, łyżka papryki duszonej + paówka (gulasz znudził mi się, ale jeszcze mam na 3 dni)
  • w samochodzie po pracy kanapka z bułki (strasznie dużo kanapek wychodzi z buły, chyba 5), dalej byłam głodna, więc......
  • barszcz czerwony (warzywa na mięsie, łyżka śmietany na gar zupy 4-dniowy)
Miałam pójść do gymu, nie poszłam, wieczorem jakoś nie mam siły, a rano czasu. Jak to do cholery urządzić? Chyba jednak wieczorem trzeba będzie, tylko coś na podwyższenie ciśnienia trzeba będzie zażyć.Wolałabym jednak nic nie zażywać.Kurcze, kurcze, kurCZE!!!!!

Thursday, January 19, 2012

Tydzień 4, czwartek, 19 stycznia 2012

Drapię się po głowie. Dziś rano nie wytrzymałam i wskoczyłam na wagę. Powiem krótko, nie podobało mi się to, co zobaczyłam. Wydaje mi się ,że moje obecne menu odzwierciedla kaloryczne zapotrzebowanie osoby takiej jak ja- pani w średniawym wieku ,nieruchawej. Wk...wia mnie to wszystko. Jeść mniej nie chcę i nie mogę, mam na to bloka psychicznego, boję się chodzić głodna. Z drugiej strony nóżki jakoś nie zaprowadziły mnie jeszcze do gymu który, jak jakiś idiota, opłacam z konta comiesięcznie. Ciekawe jak ja sobie dalej wyobrażam moje chudnięcie, przecież osiągnęłam plateau. Najlepsze jest to, że we wczoraj podlinkowanym artykule na dole jest cała galeria grubasów, pulpetów i ludzi po prostu okrągłych, którzy schudli. A jak to zrobili? ? No wyobraźcie sobie, że oni z ochotą i nawiedzeniem polecieli do gymu. Coś podobnego, trzask prask i nikt nie mógł ich powstrzymać.Kurcze, dlaczego mnie tak nie huknie znienacka. Moj opór jest to głównie opór psychiczny, bo po sesyjce w gymie zawsze wychodzę z uczuciem, że nie jest tak źle,że to jest do wytrzymania.Tylko ten cholerny przymus, któy na siebie nakładam, jak zamienić go w nic nie znaczący mankament? Trzeba bardziej chcieć?? Jak ja nienawidzę czegoś musieć.

Wednesday, January 18, 2012

Tydzień 4, środa, 18 stycznia 1012

Znalezione dziś w sieci, do poczytania później, bo spieszę się niepomiernie. Jak to jest że wstałam o 4.45 i nie mogę się wyrobić na 9tą??!!?!?!?!
  • Bułka Nomyi + indyk pieczony, łyżeczka od kawy majonezu, kwaszony ogórek
  • na obiad będzie makaron Shirataki, fasolka szparagowa z wody (całe opakowanie fasolki 100kcal, WOW!!) i gulasz wołowy
  • przegryzka-resztka buły + resztka indyka :-)
  • na kolację będzie cienki barszcz czerwony ugotowany rano na trzech sporych burakach.
Wracam po 8-ej wieczorem, to będzie dłuuugi dzień.
ps. chaliera, czuję, że nie chudnę :-/

Tuesday, January 17, 2012

Tydzień 4, wtorek, 17 stycznia 2012

Oto czym, proszę państwa, skutkuje niezdyscyplinowanie. Zamiast zacząć dzień po bożemu od wpisu na blogu i ustawienia sobie w głowie co jeść i kiedy, ja wybrałam się na wycieczkę-rajd po sklepach. Byłam tylko po śniadaniu, a w sklepach kusiły mnie różne pizze, hot-dogi...Nie dałam się, ale wróciłam do domu wieczorem i porządnie głodna. To znaczy głodu nie czułam, tylko ogólne znużenie. A co jest dobre na znużenie? Bombelki! Tak więc kiedy Najlepszy Boyfriend na Świecie przechodził koło sklepu z winami i zapytał czy coś chcę, odpowiedziałam że prosecco.No i macie, co za głupi człowiek ze mnie.Wypiłam całe oczywiście, a potem zagryzłam zupą pomidorową, a jeszcze potem chili!!znaczy fasolą z wołowiną. Karygodne.
Wnioski;umieć rozpoznać zmęczenie i wynikającą z niego osłabioną wolę, mieć przy sobie zawsze coś do jedzenia na przekąskę. Pamiętać, że po winie boli głowa!
Dziś:
  • herbata, bułka Nomyi , pierśz indyka, parę plasterków polędwicy wędzonej, serek z rzodkiewką
  • przegryzka -pół batona proteinowego
  • na obiad  makaron Shirataki, jarzyny na parze i gulasz wołowy ugotowany wczoraj podczas raczenia się wińskiem. Zuzyłam łyżkę oleju na 1.5kg mięsa 
  • miska cienkiego kapuśniaku + dwie kanapki (pozostałość po bułe porannej) z indykiem, pół łyżeczki majonezu, szczypiorek i ogórek kwasz.

Sunday, January 15, 2012

Tydzień 4, niedziela, 15 stycznia 2012

Wracając jeszcze do rezultatów ważenia - wczoraj obliczyłam ,że nie może być więcej przy moim obecnym sposobie odżywiania. No bo tak; żeby schudnąc 1 kilogram trzeba mieć deficyt aż 9000kcal!!! Mnie ubyło 0.6 kg, co jest prawdopodobnie jakieś 5400kcal, a więc deficyt ok. 800 kcal dziennie. Dobrze to wszystko policzyłam??? W kazdym razie...zakładając ze osoba w moim wieku, nie udzielająca się zanadto sportowo potrzebuje dziennie do życia ok 1600 kcal i jeśli odjąć id tego 800 kcal dziennie, pozostaje mi do wchłonięcia tylko 800 kcal.Bardziej nie mogę ograniczyć jedzenia, przecież nie o to chodzi żeby się głodzić. Zatem ,żeby efekty były lepsze -wniosek jedyny z możliwych - nalezy podkręcic metabolizm. Hmmm...HMMMMM~!!!!!!!!Wrrrrrr.
Dziś:
  • herbata,pół czerwonego grapefruita (ciekawe ile to kalorii?/). Jednak wszystko można w Googlach znaleźć :-)
  • dwie kanapki z bułki Nomyi posmarowane jogurtem, polędwica z pomidorem, a że po tym cały czas byłam głodna (może z powodu w/w grapefruita?) to,
  • następna pajdka bułki + trochę indyka podgrzanego w mikrofali, naprawdę niedużo, nareszcie satysfakcja!!
  • a potem do końca dnia dwie miski zupy pomidorowej bez makaronu ale za to z indykiem. Kocham zupy!
Zaczęłam czytać tę książkę nabytą wczoraj. Owszem zabawna, ale nie do końca spełnia moje oczekiwania, trochę wywalone pieniądze, niestety.Więcej tam o preypetiach zawodowych tej pani, niż o odchudzaniu i trudach z nim związanych. A tak chciałam poczuć wspólnotę niedoli...no trudno, może potem się rozkręci :-)
ps. źle napisałam, bo jakiej niedoli? nie jestem w żadnej niedoli. Ot, po prostu, liczyłam na więcej uwag o odchudzaniu. Jadna rzecz wymieniona tam  zajntrygowała mnie: kluski lane na otrębach i jajku! muszę znależć w necie.Wolałabym żeby tam nie było mąki nawet tej dukanowej, kukurydzianej. Dla mnie mąka to mąka.

Saturday, January 14, 2012

Tydzień 4, sobota 14 stycznia 2012

Nie mogłam się powstrzymać i wskoczyłam jeszcze raz na wagę, dziś rano równo 178lb! :-)) Wciąż są to mało spektakularne ubytki, przecież dietujący na Dukanie straciliby już pewnie do tej pory z 7 kg, ale pomyślałam sobie ,że wyciągnę wnioski z moich poprzednich potyczek półtora roku temu o tu .Przede wszystkim uciążliwe bylo dla mnie drastyczne ograniczenie tłuszczu, a poza tym zabiegi wokół gromadzenia i przygotowywania ściśle dukanowych potraw. W tym momencie na to nie stać mnie ani finansowo, ani czasowo.Pamiętam taki fajny przepis, który umieściłam na forum, na pieczeń wołową pieczoną bardzo krótki czas w piekarniku o wysokiej temperaturze. Pamiętam wyprawianie się przez pół miasta po tę wołowinę, która znikała po trzech dniach, pożeranie całych indyków w cztery dni...:-))) Nie, na razie nie mogę sobie na to pozwolić. Zainwestowałam tylko w używaną mikrofalówkę do robienia bułek otrębowych. ...Spróbuję na razie tak, jak zaczęłam trzy tygodnie temu. Ograniczam węglowodany jak mogę. Nie śmiejcie się ,jeśli nie będzie mi wychodziło dość dobrze. Przynajmniej warto spróbować.
Przypominam sobie jeszcze wizytę u lekarki, nie była to wizyta związana z dietowaniem, czy niedomaganiem po nim, ot, zwykły test coroczny kobiecy. Ona rzuciła mimochodem uwagę,która zapadła mi w pamięci, być może dlatego, że uwaga ta pochodziła z niezależnego źródła, nie żadnego forum dla odchudzających się ,ani dietetyka. Chodzi o taki zestaw potraw, który będziemy mogli zaaplikować w naszym menu nie na miesiąc czy dwa, ale na zawsze.Zmiana nawyków żywieniowych. Ile juz o tym było!!! Tylko że moment w którym to do człowieka dotrze, nie zawsze jest oczywisty. Niby rozumiemy to intelektualnie, ale to nie dociera do centrum jestestwa :-)) No dobrze, jedziemy dalej.Dziś:
  • kawa*
  • bułka Nomyi** z sałatką z surimi***
  • 1 łyżka serka+ 3 rzodkiewki, podwójna kanapka z bułki w środku wędlina
  • cienki kapuśniak + resztka  buły
  • kawałek pieczonego indyka+ogórek
  • zupa pomidorowa bez makaronu + kawałki piersi indyczej w środku
* zauważyłam że odkąd biorę po jednej tabletce Hydroxycut ( o ile mi się w ogóle przypomni żeby ją wziąć), zdecydowanie mogę się obejść bez kawy. Nie ciągnie mnie do niej rano, nie pożądam tego smaku do śniadania. To istny cud i ogromne zdumienie, bo jeszcze niedawno myślałam ,ze co jak co, ale nałogu picia kawy nie da się zlikwidować. Teraz kawa jest mi najczęściej obojętna i stało się to z dnia na dzień!! Podejrzewam, że to dlatego, że Hydroxycut naładowany jest kofeiną, utrzymującą się u mnie w organiźmie przez dobre 6 godzin, a podejrzewam że i do następnego dnia. Oczywiście nikogo nie namawiam do brania chemii, tylko dzielę się swoimi uwagami, jak to na mnie działa. Ta dzisiejsza kawa była po wczorajszym niedojadaniu (tak, tak!!!) i zapomnieniu Hydroxy = trochę ciężko było rano powstać.

** za każdym razem będę powtarzała, że bułka jest Nomyi, żeby mogła ona wziąć cały kredyt za swój genialny wynalazek!!!!, a po drugie, żeby ktoś, komu nie chce się zagłębiać w dalsze posty, nie pomylił tego z normalną bułką.

*** paluszki surimi to niezły szajs. Spojrzałam na skład: tylko 6 g protein, oprócz tego soja i pszenica! Wstydziliby się .. zjadłam, bo nie będę wywalać, ale w życiu już nie kupię. A chciało mi się czegoś rybnego, dlaczego nie otworzyłam tuńczyka?!?

Po południu- dostałam w prezencie książkę "sledź, kurczaki i inne ptaki" !:-)), o której czytałam niedawno w necie.Mój chłopak, który jest Najukochańszym Chłopakiem Na Świecie podczas wizyty w księgarni zapytał czy wybrałam sobie coś. Pomarudziłam że i tak i nie, że szkoda pieniędzy, ale jak zaczął zdecydowanym głosem grzmieć, że mam szorować po książkę, to jasne że poszorowałam!!:-)))) Kiedy on zobaczył jaka to książka to zrobił w tył zwrot, ale było już za późno :-P

Friday, January 13, 2012

Tydzień 4, piątek 13 stycznia 2012

Waga 178.4lb=80.9kg. Różnica od ostatniego piątku 1.4lb=0.64kg.
Nie jestem jakoś specjalnie zachwycona tym wynikiem, ale prujemy dalej!.
  • 3 kanapki z bułki Nomyi z wędliną i pomidorem
  • sałata romaine, pomidor ogóek, kapary + kanapka z bułkiN. z wędliną
  • pól batona proteinowego
  • grzyby duszone + resztki świniny zorgotowanej do niemożliwości
W piekarniku siedzi indyk, ale nie mogłam się doczekać z głodu!
Jezu ten cały mój blog zdaje się będzie o bułkach i co na bułkę, ale, tak jak gdzieś czytałam ,to naturalne, ze na początku odchudzania myśli się o jedzeniu więcej niż zwykle. Dzięki Bogu, bo myślałam, że tylko ja jestem nienormalna :-)
Szkoda, że tak mało mi ubyło w tym tygodniu. Dlaczego nie dwa razy więcej?!!?? buu...

Thursday, January 12, 2012

Tydzień 3, czwartek, 12 stycznia 2012

Łapię opóźnienia w notatkach, a to z powodu nawału pracy. Praktyki pochłaniają mnie całkowicie. Rano wyskakuję z domu, przychodzię po ciemnicy. Ot, i tak się sprawy mają.
Wczoraj ładnie dietowałam, dziś także, mam nadzieję że jakieś efekty jutro na wadze będą! :-))
A dziś;
  • kawa, serek z rzodkiewką + poł bułki Nomyi z szynką świeżą pieczoną
  • porcja szpinaku + świninka rozgotowana na maxa (niby to miały być żeberka, ale kucharzowi nie wyszły:-), reszta bułki 
  • mała sałata romaine, pół pomidora a na to niedobitki "żeberek"
Wykończą mnie, przecież ja prawie nic nie jem!! Okaże się jutro, hehe :-)))

Tuesday, January 10, 2012

Tydzień 3, wtorek, 10 stycznia 2012

Chyba te batony będą moją najlepszą opcją. Rano będę jadła solidne śniadanie ( z bułki wychodzą 4 kanapki ), potem ok. 10-10.30 przegryzę batonem i połknę Hydroxycut, żeby mnie nie ssało, podem o 12.30 normalny lunch, ok. 3.30 przegryzka batonowa i w ten sposób dojadę do kolacji. Na dziś mam pól batona z wczoraj, to jest akurat na dwie przegryzki. Taki baton ma 340kcal, więc przegryzki będą po jakieś 80-90 kcal i tak powinno być. Nic innego nie jestem w stanie wymyśleć.
  • Sniadanie: o 5 rano pół bułki z serkiem +3 rzodkiewki, przed wyjściem 
o 8 następne dwie kanapki z wędliną. Batona nie miałam czasu ugryżć do...
  • obiadu o 12.30: kluski Shirataki, pół kabaczka + ok. 8 krewetek w pesto
  • gryz 100kcal batona ok.3.30 ale niezbyt wiele mi to dało.
  • 2 kieliszki białego wina, kolacja będzie o 7-ej, szykują się żeberka ,niestety
Czy tak kończy się dieta??!!
Od poniedziałku miałam chodzić na siłownię. Jest wtorek.
Tzn. czy ja powinnam wznosic jakieś tragiczne okrzyki pod swoim adresem?  Patrzę na moje menu, staram się jeść naprawdę bezwęglowodanowo, i na dobrą sprawę tłuszczu też nie żrę na potęgę, tyle co w jajkach rano i przecież ich nie smażę tylko robię bułę. Potem te" kluski" bez klusek, krewetki no i teraz na sam koniec dnia trochę nie bardzo....ale...to ma być dieta na całe życie. No więc zjem duszone żeberka, zagryzę kapustą kiszoną ze słoja. Czy to takie karygodne, że mam się walić po głowie tymi żeberkami? Tylko,że to wino....w sumie to żadne odchudzanie. Ej! ale też nie tycie! :-)

Monday, January 9, 2012

Tydzień 3, poniedziałek, 9 stycznia 2012

Dziś zaczynam szkolenie zawodowe i będę bardzo zajęta od rana do nocy. Chcę przygotowywać obiady w domu i zabierać w pudełku, tylko wczoraj nie bardzo miałam z czego zrobić. Za to kupiłam w sklepie dwa specjalne batony proteinowe 30g protein i 2-3g węglowodanów w każdym, żeby mieć na przekąskę. Wyglądają na słodkie, jeden na jakimś pseudokarmelu, drugi na czymś podobnym, ale przemęczę się.
  • śniadanie 6.30:pół bułki Nomyi +sałatka z surimi i polędwica wędzona z pomidorem
  •  lunch 12.30: makaron shirataki z kabaczkiem sautee i szynką, pół batona proteinowego
  • kolacja 6.30: kieliszek białego wina, krewetki z pesto i guacamole, dokończyłam bułkę Nomyi
Tak jak przypuszczałam; nie da się pracować na pełny etat i odzywiać normalnie.
Odstępy między posiłkami 6-cio godzinne, przerwa na lunch owszem, jest, ale nic pomiędzy, można się ew. zimnej wody napić.Przewidując to,kupiłam te batony, bo baton pogryzany w czasie pracy to normalka w przeciwieństwie do innych przegryzek, chocby najbardziej zdrowych i niskokalorycznych. Co z tego, i tak nawet batona nie mogłam poszamać, bo miałam go w torbie, a torbę na innym piętrze. W efekcie telepało mną z zimna okrutnie całe przedpołudnie i całe popołudnie, domyślam się że z powodu jakiegoś niezbalansowania cukru we krwi.Sorry, ale to jest dla mnie nie do przyjęcia.
Sorry , ale kogo to obchodzi? :-)

Sunday, January 8, 2012

Tydzień 3, niedziela, 8 stycznia 2012

Powoli dociera do mnie cała żmudność procesu odchudzania:-)) Codziennie to samo, Te same lub łudząco podobne zestawy śniadanio-obiado-kolacyjne. Wyobrażam sobie, jakie to musi być nudne dla ew. czytelnika!! No cóż, chciałabym żeby hukło, piardło i samo się odchudziło w tydzień, ale to się nie wydarzi.Ech! Nuda, ale piszę to dlatego, bo wiem, że gdybym z powodu tej nudy zaczęła pisać co trzeci dzień, potem co piąty, to moje starania o utratę wagi gdzieś tam osłabły by po drodze. A w ten sposób jestem trochę zdopingowana, żeby codziennie się pilnować. Wiem, wiem, ktoś powie, co tu jest do pilnowania, jem jak król, gdzie ta dieta? A to nieprawda, bo mobłabym jesć jak król i całę jego wojsko :-P
  • Sniadanie: Bułka Nomyi + sałatka z surimi*=dwie kanapki
  •  potem znowu dwie kanapki, tym razem z szynką i rzodkiewką
  • 4 przyzwoite plastry obgotowanej w wodzie szynki peklowanej+musztarda
  • 3 łyżki cienkiego bigosu+50ml wódki**, parę plasterków sera żółtego i wędzonych polędwic (byliśmy w gościach)
* odkroiłam kawałek, na oko. 200cal(1/3 bloku)+ łyżeczka majonezu ( i to ma być łyżeczka, a nie łyzka do herbaty czubata;-), duuuzo soku z cytryny, koperek. Dwa plastry buły posmarowałam jogurtem dla poślizgu, na to po 1/3 ilości sałatki, tak że trzecia część jeszcze leży i czeka na lepsze czasy.

**okazuje się że taka mała ilość alkoholu ma 150 kcal!!!

Saturday, January 7, 2012

Tydzień 3, sobota, 7 stycznia 2012

Mam mikrofalówkę!! Zrobiłam w niej potężną bułę! Te bułki najbardziej mnie sycą.
A reszta standardowo :-) kura, szynka, serek. I siedzienie na dupie cały dzień 8-0

Friday, January 6, 2012

Tydzień 3, piątek, 6 stycznia 2012

Waga 179.8lb, w sumie bez rewalacji.Ale też był to jeden z tych tygodni, zaraz po Wielkiej Nocy, Wielkiej Majówce i Ostatkach, kiedy przytycie jest najpewniejsze :-) Tak że nie płaczę i jadę dalej.
  • kawa na przetkanie kiszek
  • Sniadanie; serek z rzodkiewką+ dwa plasterki szynki
  • obiad: szynka peklowana obgotowana w wodzie+surówka z kapusty
  • kolacja: pierś z kury nadziewana serem kozim z pieca + ogórek.
Podsumowując te pierwsze dwa tygodnie, mogę powiedzieć, że spadek wagi jest mało imponujący, bo ok. 3.2lb, to jest ok. 1.5kg, ale.....Weźmy pod uwagę:
  1. Swięta (karp smażony,krokiety,chleb, wino, wódka)
  2. Sylwestra ( wszelakie alkohole, chleb)
  3. Fakt, że nie prowadzę dni czysto proteinowych, ponadto niektóre w/w potrawy nie zostały przygotowane przeze mnie, tak więc nie mam pojęcia, ile jest w nich cukru i oliwy  (surówka z czerwonej kapusty wymieniana tu codziennie od Sylwestra :-)
  4. Niektóre potrawy (galaretka mięsna, szynka, wczorajszy kotlet saute z patelni) nie należą do niskokalorycznych
  5. Poza okazjonalnymi spacerami nie wytężyłąm się zanadto, jeśli chodzi o ćwiczenia.
Patrząc na to zestawienie można powiedzieć, że dotychczas wyeliminowałam spożycie wypełniaczy (chleb-ekhem! 2x zdarzyło się....mąka, ziemniaki, ryż, makaron wogóle nie dotknęłam) i owoców (1x jabłko w ciągu 2 tygodni). O, przepraszam, raz zrobiłam kluski śląskie, a to ziemniaki + mąka.Słodyczy, jak mówiłam, nie lubie, więc tematu słodycze w tym blogu nie będzie.
 Menu trochę monotonne z powodu ograniczeń finansowych muszę tak kombinować, żeby wykorzystać rzeczy zalegające w lodówce.

Tak więc wydaje mi się, że wynik jest i tak przyzwoity. Zobaczymy co będzie dalej. Mój metabolizm jeszcze czeka na rozruszanie ćwiczeniami, bo inaczej przyzwyczai się do tego menu i dupa z odchudzania. Jutro mam zamiar okazjonalnie nabyć mikrofalę, będą więc kanapki na bazie bułki Nomyi, już nie mogę się doczekać :-)


Thursday, January 5, 2012

Tydzień 2, czwartek, 5 stycznia 2012

  • serek z rzodkiewką i szczypiorkiem, 2 plasterki polędwicy wędzonej
  • plaster szynki peklowanej + surówka z kapusty.Czy ja kiedyś skończę tę surówkę?? !! czuję się śpiąca, wypruta z energii.
  • Miska kapuśniaku z mięsną wkładką tym razem :-) 
  • kolacja:pierś z kury z patelni + guacamole
Cwiczenia: Ha! dziś poćwiczyłam trochę z odważnikami 10lb na ręce. Starałam się 3x15 na bicepsy, tricepsy i pecs.Ręce strasznie mi drżały.

To może dziś coś o byciu niewidzialną ? :-)) Jak wy kochane okągłobrzuszki to widzicie, bo ja zauważyłam, że odkąd ważę tyle, ile ważę, przestałam się liczyć w rozgrywkach towarzyskich. Nieznajomi nie zawieszają na mnie oka, średnio znajomi nie angażują się w rozmowy ze mną,omiatają mnie wzrokiem, jak element krajobrazu, bliscy wręcz wyśmiewają moje kolejne podejścia do diet. Łagodnie poklepują kiedy wbijam się w jedyne dobre na mnie jeansy. Ni mamy zbyt wiele 'wychodnego' bo nie mam w co się ubrać, a nawet jeśli mam, to źle, tragicznie w tym wyglądam. Jestem poza kręgiem, jestem tłem, jak szafa.

Wednesday, January 4, 2012

Tydzień 2, środa, 4 stycznia 2012

Dziś nie mam czasu na obszerniejszy wpis.
  • Sniadanie: plasterek szynki pieczonej, mały pomidor
  • 2 plasterki tej samej szynki+ serek z rzodkiewką i szczypiorkiem
  • duży plaster szynki peklowanej + sałatka z czerwonej kapusty
  • na obiad średnia pierś z kury w przyprawach arabskich na patelni na kropli oleju + kalafiorowy "ryż" w pomidorach, ok.1/3 głowki.W końcu się najadłam, bo do tej pory cały czas czułam głód!
  • wieczór- cienki kapuśniak, w sam raz na mróz!

Wiem, że moje menu jest monotonne, ale mam w lodówce pewne produkty, ktorych szkoda mi wyrzucić, bo od biedy nadają się na dietę niskowęglowodanową. Nie mogę pozwolić sobie na wyrzucanie jedzenia w tym momencie, bo nie mam pracy, a co za tym idzie, dochodów.
Na gwałt potrzebuję mokrofalówkę, żeby robić sobie bułki Nomyi. Mam dostęp do urządzenia w sąsiednim budynku, ale łażenie z tym płynnym jajkiem to minimum pól godziny z głowy.

Strasznie korci mnie, żeby się zważyć!! :-) Chciałabym osiągnąć minimum 1kg tygodniowo, zależy mi na tym, żeby początek poszedł jak z kopyta. Z drugiej strony w ciągu tych dwóch tygodni mieliśmy Święta i Sylwestra! Pozwoliłam sobie na to i owo, czy mogę oczekiwać cudów? Zobaczymy pojutrze.

Tuesday, January 3, 2012

Tydzień 2, wtorek, 3 stycznia 2012

Czytam o cierpliwości. O emocjach. Cierpliwość to jest coś takiego, co teoretycznie wiem, że istnieje, ale ja sama nie posiadam. Więc jak schudnąć bez cierpliwości? Ano trzeba się będzie wybrać po rozum do głowy.
Chyba najtrudniejszy moment w całym procesie odchudzania to zmobilizowanie się do regularnych ćwiczeń. Jest mi szalenie ciężko ruszyć się, może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie zauważyłam efektów moich wysiłków, bo nigdy dostatecznie systematycznie nie ćwiczyłam!!!  Cały czas natomiast ,ktory mógłby być poświęcony na ćwiczenia, traciłam na myślenie o nich; "jakby zrobić, żeby się nie urobić, a zarobić". Rosnące poczucie winy, że nic nie robię, wprowadzało mnie nieodmiennie w coraz gorszy humor i jeszcze większą niechęć do siłowni. Znacie to?:-)))

Strach. Myślę,że moje obawy dotyczą takiej możliwości, że nawet jeśli schudnę, w lustrze będę widziała wciąż tę samą mało atrakcyjną, niezgrabną osobę. A co jeśli schudnięcie nic nie zmieni w moim poczuciu szczęśliwości? A dodatkowo dojdzie do tego niemożność jedzenia moich ulubionych rzeczy, bo jojo i powrót do tuszy murowany? No i co wtedy?? Z drugiej strony, może tak nie będzie...Może na nowo odzyskana sylwetka pozwoli mi cieszyć się nowymi ubraniami, lżejszym, wiosennym wyglądem? Dawno już nie podziwiałam się w lustrze!!

Poczucie straty. Czy chudnąc więcej stracę (poczucie wszechogarniającego komfortu towarzyszące jedzeniu),czy więcej zyskam? To nie są proste pytania.
  • śniadanie: serek z rzodkiewką, parę plasterków szynki pieczonej
  • 5x5 cm galaretki mięsnej
  • parę plasterków szynki z surówką z czerwonej kapusty
  • kapuśniak na  wywarze z kości od szynki(zero ziemniaków, zasmażek itp, same jarzyny)
Cwiczenia:spacer 1h po mrozie, średnie tempo.
Ciągnie mnie na wagę jak nie wiem co:-) ale poczekam do piątku. Może jak zobaczę dodatkowe kilosy to polecę nareszcie na siłownię!

czy ja kiedyś będę tak wyglądać??

Monday, January 2, 2012

Tydzień 2, poniedziałek, 2 stycznia 2012

A więc mamy nowy rok.
Chciałabym zapomnieć o Sylwestrze, bo nie był on dietetyczny wcale. Całe szczęście, że spora niedietetyczna pozycja sfajczyła się w piekarniku :-), tak więc wylądowałą w koszu, a nie w brzuchu.
Postanowione. Ten rok będzie Rokiem Odchudzania z Pasją. Takie mam motto na nadchodzące dni tygodnie i bardziej odległe terminy. A dziś;
  • na śniadanie serek z rzodkiewką + 2 plasterki szynki pieczonej i herbata
  • kubek bulionu 
  • pół bułki Nomyi z polędwicą wędzoną + miseczka surówki z czerwonej kapusty. Tej kapusty mam cała miednicę w lodówce, nie wiem ,kiedy ja wykończę. 
  • drugie pół bułki i parówka z musztardą. 
  • spory kawałek szynki peklowanej+"ryż" z kalafiora (utarty na tarce kalafior, na patelnię + trochę soku pomidorowego) 
Cwiczenia: Spacer 3h w tempie średnim.

 Dziś psuje mi trochę humor notka przeczytana w prasie o tym, jak organizm osoby odchudzającej się walczy o tłuszczyk. Do boju idą hormony odpowiedzialne za uczucie głodu.Mięśnie spalają mniej kalorii.Osoba, ktora traci kilogramy spala dziennie kilkaset kalorii mniej niż osoba o tej samej wadze nie odchudzająca się. To nie jest fair!
Dziś siłownie zapewne przeżyją oblężenie :D Wszystkie postanowienia noworoczne spotkają się na bieżni, podadzą sobie ręce i rozstaną się w okolicach 10 stycznia, po to, żeby spotkać się za rok :-)
Ale to nie my, prawda?
Rozkręcam się powoli, ale jak się rozkręcę to dopiero pokażę co mogę!
Na początek umawiam się tu i teraz ze sobą na przykręcenie kurka z alkoholem.
Postanowione.
Napisane.

Dziś rano szukałam czegoś do poczytania o odchudzaniu, jakiegoś bloga, sama nie wiem...Jestem zaskoczona, że tak mało tego jest, albo ja nie umiem znaleźć? To co znalazłam to w większości blogi anorektyczek, nazywają się motylkami...to nigdy nie był mój problem. Mój to zajadanie smuteczków.Już sama nie wiem, czy te smuteczki nie powstają celowo, aby można było zaspokoić apetyt, takie perfidne są. Pijacy wymyślają przecież problemy, żeby móc się na to konto napić...Człowiek to jednak skomplikowana maszyna, a dodatkowo jeszcze komplikuje sobie życie takimi wymóżdźeniami.
Ech.... nie podobam się sobie na tym etapie mojego życia. Zawsze marzyłam o tym, żeby być ładną,atrakcyjną kobietą, a doprowadziłam się do trzydziestu nadprogramowych kilogramów. A najlepsze jest to, że w tym czasie ciągle obsesyjnie myślałam o swojej urodzie, sylwetce, atrakcyjności fizycznej, tylko niewesołe myśli na ten temat zagłuszałam następnymi kaloriami. Ot i efekt opłakany.
Boję się, ze nie schudnę, boję się,że się zatnę na jakimś etapie, albo że o zgrozo! przytyję jeszcze bardziej!
Poszukam czegoś do poczytania na angielskojęzycznyvh blogach.
Ha! Wiele z nich też kończy się nie wiadomo gdzie, czasami są to tylko szeroko zakrojone plany odchudzania. Ale na jednym z nich znalazłam fajne inspirujące zdania. The diet naked. Autorka ma talent do pisania, celny punkt że doskonałym motywatorem jest chęć uniknięcia wstydu ( na spotkaniach szkolnych po latach, dawnych narzeczonych ;-). W innym miejscu tego bloga 10 łatwych sposobów na przytycie, po prostu się uśmiałam! Większość jest o jedzeniu słodyczy i w duchu dziękuję teraz Opatrzności ,że nie lubię słodkiego, bo wyglądałabym chyba jak trzy Danuty Rinn. No ale za to lubię inne rzeczy, ech...idę czytać dalej
Albo tu..150 funtów w dół!! ze zdjęciami. Autorka radzi podzielić sobie cele na kawałki, po 5 funtów, to jest łatwiejsze do ogarnięcia. Tak też zrobię!
To niesamowite, że ta kobieta, matka siedmiorga!!!!! dzieci, była w stanie jescze zawalczyć o siebie i to jak!. A przecież też zapewne nie grzeszyła silną wolą, bo skądś się te 300 funtów wagi wzięło.Bardzo inspirujące. Jeśli jej się udało, to znaczy, że można.
Rozpisałam się dzisiaj, ale jestem tak podekscytowana, że coś w końcu zaczęłam robić w sprawie mojej wagi. Pomaleńku, jeden dobry pomysł dziennie na zrzucenie tego cholerstwa i będzie dobrze :-)