Monday, April 30, 2012

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Waga na dziś 178lb.
Mam 100 wymówek: zawirowania emocjonalne, braki w portfelu, tak że muszę polegać na tym, co jest dostępnego do jedzenia, chęć sprawienia przyjemności domownikom przez wyjście z nimi raz na ruski miesiąc i  zjedzenie czegoś na zewnątrz.......
To wszystko prawda, ale to wszystko dodaje się do siebie tak szybko.
Szczerze mówiąc nie wiem już, co robić. Na razie mam dwa pomysły: zbadanie sobie hormonów tarczycy i kupienie proszku do robienia proteinowych koktaili.

Wednesday, April 25, 2012

Sroda, 25 kwietnia 2012

Waga 174.4 funta. Dlaczego to pół funta tak się mnie uczepiło?
Z drugiej strony, nie mogę oczekiwać, że lata (LATA!!!!!) zaniedbań znikną w 3 tygodnie. To by było zbyt proste.

Jednak nie ma przebacz :-/, tydzień w plecy.


Tuesday, April 24, 2012

Wtorek, 24 kwietnia 2012

Waga na dziś 174.4 funta. To fajnie.

ps. ale tak naprawdę to niefajnie, nawet jeśli jutro będę ważyć, 173.8 funta, to są trzy dni w plecy. Tak, trzy dni, które mogłabym spożytkować na szybsze schudnięcie, haha:-)) po to żeby szybciej móc zjeść coś niedozwolonego? :-))) Zobaczcie, umysł płata takie figle!!!

Monday, April 23, 2012

Poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.6 funta.
:-(

To z powodu rozlicznych kłopotów i napadu niekontrolowanego obżarstwa wczoraj.
W weekendy będzie trudno.

No nic, tydzień w plecy, a może nie, może choć jakaś nauka z tego wypłynie?


ps. po paru godzinach trochę lepiej, "tylko" 175.4lb.

Dziś na lunch 4 plasterki polędwiczki wieprzowej i 2 łyżki sałatki: fasola+pomidory koktajlowe+cytryna+natka pietruszki

Sunday, April 22, 2012

Niedziela, 22 lwietnia 2012

Mam tylko jeszcze nadzieję, że nauczę się być opanowana mimo wszystko, mimo tego, że źle dzieje się w domu i zagrodzie.
Jak uniezależnić się od złych myśli i zepsutego weekendu? Ten zaskoczył mnie nieprzygotowaną. Przyszły postaram się zaplanować sobie, biorąc pod uwagę, że różnie może być.
Życie nie jest słodkie, a schudnąć trzeba.

Saturday, April 21, 2012

Sobota, 21 kwietnia 2012

Waga na dziś 173.8 funta. A jeszcze parę godzin temu było 174.4:-))
Tak więc sami widzicie, ważę się w środku nocy i rano jeszcze ze trzy razy. Ciekawe kiedy mi to przejdzie, ale na razie jestem zafascynowana i niezmiernie ucieszona spadkami! Poza tym dziś tyle razy wskakiwałam na wagę bo obawiałam się ,że wczorajsza kolacja mi się złośliwie odwdzięczy. A było wczoraj tak że w domu pusta lodówka, więc wyszliśmy na zewnątrz do chińczyka. A tam kawałki prosiątka, bok choy i kluski na sposób singapurski (???$@#$?@)
Zjadłam trochę chrupkiej skóry z prosięcia, która była tak tłusta, że mnie zemdliło, zagryzłam bok choy (pyszny! chinczyk powiedział ,że to dlatego ,że w woku gotowany - temperatura) i potem jak wjechały kluski, to nałożyłam sobie na talerzyk, ale potem to już z talerza zbiorczego tylko "samo dobre" omijając kluski wyjedliśmy. Do tego zielona herbata, piwa nie zamówiłam!!! A na koniec po pół małej soczystej pomarańczy, bo to dostawali wszyscy przy wyjściu.

Tak więc mało na talerzu, wygląda na to, ze to działa :-))


Friday, April 20, 2012

Piątek, 20 kwietnia 2012

Waga na dziś 174.4 funta. Myślałam, że spadnę z wagi, jak to zobaczyłam :-)
No bo jak to: przez dwa tygodnie uda mi się stracic wagowo więcej, niż przez 3 miesiące za ostatnim podejściem? Dlaczego tak się dzieje? przecież wtedy naprawdę samo mięsko i warzywka, buła Nomyi i wogóle....Tylko ,że jak w wielu dietach mówią, żeby jeść do syta, więc jadłam do syta. No i to "do syta" chyba miało kluczowe znaczenie. Tylko , że ja, proszę państwa, nie mam już 14 lat, żeby jakiekolwiek ograniczenie węgli zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Nie ten wiek.
U mnie już po prostu, nie dość, że musiało nastąpić ograniczenie jakościowe ( bye, bye piwo!) to i ilościowe też.Bye, bye obiady na wielkim talerzu, witajcie spodeczki do herbaty!
Brzmi strasznie, no nie? Ale da się. Mi baaardzo pomaga,( choć wciąż mam napady paniki, że mi zabraknie, że się nie najem..) obnoszenie się z jedzeniem jak chomik.Tzn. trzymanie go w ustach dłużej niż kiedyś :-), i czucie, jak smak się uwalnia i trwa. I ważne, nie należy wówczas oglądać tv, czytać książki, gazety, szperać po necie...Taką metodą jem naprawdę zdecydowanie mniej. Polecam :-)


ps. spojrzałam na stare wpisy. tatarata, samo mięsko i warzywa, akurat! A kto tequilę z chipsami jadł w lutym? ? ?

Thursday, April 19, 2012

Czwartek, 19 kwietnia 2012

Waga na dziś 175.2 funta, 3 godziny temu było równo 176. Głupia ta waga.
A może ja głupia? :-) hyhy


Wednesday, April 18, 2012

Sroda, 18 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.0 funtów. Chyba woda przeze mnie przepływa, raz w tą, raz w tamtą stronę. Wczoraj zjedzone dwie średnie piersi z kury upieczone w piecyku bez skóry, jedna kulka mięsna w sosie pomidorowym, jedno jajko na miękko. Po dłuższym namyśle dodam jeszcze ze 3 łyżki sosu pomidorowego :-) No i po jeszcze dłuższym namyśle przypomniałam sobie o około dziesięciu sztukach fasoli jaś z cytryną! Widzicie jak szybko zapomina się takie drobiazgi? a to wszystko kalorie są.
Dziś jajecznica z półtora jajka ( pół przywarło do patelni;-) z szynką, do tego dwie papryczki peperoncino z octu, bo byłam już naprawdę głodna.

Jednak prowadzenie bloga, a tym samym przypominanie sobie codziennie o tym,żeby nie jeść bezmyślnie, jest  bardzo pomocne. Chciałąm dołączyć jeszcze pewien element nowości, zobaczyć jak inni sobie radza i zgłosiłam chęć uczestnictwa na forum zamkniętym "Schudnij w Ziutkowie". Niestety, albo tam nikt nie patrzy na pocztę, albo z jakichś powodów nie będę pasowała do forum, bo przepustki nie mam. Tak więc pozostają inne fora. "Proteinki- dieta Dukana" na przykład. Pisałam tam półtora roku temu. Teraz przypominam sobie, że jadłam te kurczaki i serki z podświadomą nadzieją, że jak już schudnę, to się wtedy najem, tak jak kiedyś  :-)))))))
Ale ie ma tego złego...Weszłam na forum o diecie Montignaca, całkiem dobre :-). Lubię po prostu czuć że nie tylko ja, że inni też, borykają się, raz im lepiej wychodzi, raz gorzej.To mi pomaga.

Tuesday, April 17, 2012

wtorek, 17 kwietnia 2012

Ech...176.8 funta. Perque, why, dlaczego?? Ale to nic, cierpliwość i konsekwencja, pokonamy ich godnościom osobistom!

Sunday, April 15, 2012

Niedziela, 15 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.4 funta. Ej, nie ma co oczekiwać cudów po wczorajszym wychodnym do Pałacu Przyjęć.:-) Byłam na przyjęciu gdzie nikogo nie znałam, dodatkowo robiłam za kierowcę, tak że napicie się czegoś a potem wyszalenie tego na parkiecie nie wchodziło w rachubę. Wyszalenie na parkiecie bez napicia się też nie, bo to było takie disco-polo, że ja nie wiem, jak się to tańczy na trzeźwo :-)) Serio.
Tak więc skubnęłam z powystawianych garów z jedzeniem to i owo; flaki w sosie pomidorowym po włosku, kalmary, plasterek jakiejś wędliny, 4 pierożki ravioli w serowym sosie. Potem był jeszcze pełen posiłek zaczynający się od makaronu.  Skubnęłam trochę penne ala vodka, i tu byłam bardzo dzielna, bo smakowały jak pomidorówka mojej babci, chlip:-(, sałata (zjadłam oliwkę tylko) i drugie. Grzecznie wybrałam rybę z rozlicznych możliwości i tyle. Deserów nie ruszyłam.

Musialam cos zjeść, bo nie dość, ze nie piłam i nie tańczyłam, to jeszcze gdybym nic nie zjadła to dopiero byłoby chamstwo :-) I tak dobrze, że pół bufetu nie zjadłam ze stresu że mnie co i rusz jacyś obcy ludzie próbują wciągnąć na parkiet i zmusić do zatańczenia tego  umpa-umpa :-))

Saturday, April 14, 2012

Sobota, 14 kwietnia 2012

Waga na dziś 175.4 funta i to po wypiciu wczoraj całej butelki wina ! Tak, bo wczoraj z nudów już, zostawiona sama sobie, otworzyłam winko.Domownicy w liczbie 2 poszli spac, żeby przygotować sie na nocne oglądanie jakichś arcyważnych wyczynów sportowych, więc co miałam robić?? ;-)
No ale dosyć tych tłumaczeń, nie warto było bo dziś przednie płaty mózgowe mnie bolą, a warto, bo podziałało przeczyszczająco.
Saumur Champigny, mmm, całkiem zacne..:-)

Ciekawe, zaczynam zauważać u siebie brak apetytu na cokolwiek.
Jeszcze tydzień temu na okrągło i obsesyjnie myślałam o jedzeniu, co bym zjadła, co zrobię, jak mi zabraknie jedzenia... Dziś zjadłam ćwierć piersi z kury z sosem tabasco, bo lubię ostre kwachy i serek babybel light. To tak z rozsądku, żeby nie omdleć , ale jesć nie mam ochoty. No może wczoraj wspomniane hinduskie...

Friday, April 13, 2012

piątek, 13 kwietnia 2012

Żarło, żarło i przestało. Waga na dziś 176.2 funta. Czyli ubyło mnie 5 funtów wody na razie, zobaczymy, co będzie dalej.
Wczoraj na lunch kasza gryczana z upieczonymi szparagami, na dno trochę plaskatej fasoli z puszki (z 10 sztuk) a na wierzch jajko na miękko.
Pani w pracy zapytała " to już wszystko?", na co jej powiedziałam, że jak biegam w kółko, to nie mogę z pełnym zołądkiem, bo mi z tego biegania nic nie wyjdzie.
U mnie w pracy ludzie po obiedzie łykają 5-godzinne napoje energetyzujące
ale ja nie chcę. Wątrobę ma się jedną.

No dobrze, jedziemy dalej. Pamiętając o tym, co już tu niejednokrotnie pisałam, że ***podstawowa podstawa***!!!:-) to cierpliwość i konsekwencja,nie zrażam się zastojem ;-P
Proszę, oto prezentacja mojego wczorajszego śniadania: jajo i wędzony pstrąg. Dla niedoświadczonych - jajko na miękko gotuje się 5 min od zawrzenia wody, wczoraj się nauczyłam i od razu ugotowałam dwa: jedno na śniadanie, drugie na obiad.



A teraz pierś z kury. Pierś odarta ze skóry (tu pomoc domownika, bo brzydzę się skóry), zalana odrobiną maślanki, tak tylko do pokrycia cienką warstewką, i odstawiona na cała noc. Rano posypałam przyprawami jakie znalazłam: sól, pieprz cayenne, sproszkowany imbir, sproszkowana kolendra, czosnek i cebula w proszku, świeży tymianek, trochę przyprawy do steków :-). CZy o czymś zapomniałam?? Chyba nie, o, nie, jeszcze papryka sproszkowana poszła na to po jednej stronie, a po drugiej chipotle! Potem na kratkę i do pieca na godzinę na 375F. A oto efekt. Co zrobiłabym inaczej? Obejdzie się bez tymianku i przyprawy do steków. A poza tym potrzymałabym  ok. 15 min. dłużej w piecu, bo te piersi były gargantuiczne i trochę mogłyby bardziej dojść w środku. Ale poza tym OK. Maślanka powoduje, że mięso nie wysycha tak i jest naprawdę soczyste. Obyło się bez smażenia skóry i w ogóle, a smak znakomity.:-) Następnym razem doczytam o mieszankach przypraw, żeby zrobić coś z większym sensem. Jerk chicken na ten przykład, bo lubie ostre przyprawy.
No dobra, dosyć tego, wklejam zdjęcie.Smacznego :-)



Poza tym, żeby mi nie uciekło wkleję tu przepis na kokosowe curry z kurczaka. Moim zdaniem wygląda rewelacyjnie!!! Sprawdziłam wartość kaloryczną mleka kokosowego. Niestety jest tak tłuste, że kubek ma 600kcal, ale jak się podzieli na 4 osoby......To można spróbować, no nie? :-))

Thursday, April 12, 2012

Czwartek, 12 kwietnia 2012

Waga na dziś 176.2 funta !!:-)) No wiecie państwo, khm....jestem więcej niż zadowolona.Co prawda w nocy śpię pod pierzynką i kocem, bo mi trochę zimno, ale poza tym wszystko gra.
 O, jeszcze jedna obserwacja; dłużej spię. To znaczy i tak, jak zwykle, budzę się w nocy i przewalam po łóżku przez co najmniej godzinę. Jednak teraz nad ranem jestem tak śnięta, że przesypiam do 7 rano, a nie jak kiedyś o 5tej baczność.

Porozglądam się teraz trochę po necie, bo dopiero wstałam.


Wednesday, April 11, 2012

Środa, 11 kwietnia 2012

Waga na dziś 178 funtów :-)

I następny artykuł ze Zwierciadła. Od razu powiem ,że wg mnie taki sobie.  Ktokolwiek go napisał użył mnóstwa wyświechtanych ogólników typu "znależć ciekawą i nową aktywność", " pokochać siebie"... yada, yada , yada...Tak samo mądre jak "żreć połowę" czy inne złote myśli.Sama prawda no i jaka prosta , no nie? Tylko dlaczego większość na tym polega, tego artykuł już nie wspomina. Moim zdaniem autor/ka nie zdaje sobie sprawy, że ten, niby pomocny artykuł, pozostawia czytelnika w depresji, że oto nie jest on w stanie zrealizować takich prostych wytycznych, a na dodatek nie kocha siebie :-/

Ale proszę się nie zniechęcać :-) Sa tam dwie fajne uwagi: o celebrowaniu jedzenia i w ostatnim akapicie, że nasza podświadomość nie rozumie " nie wolno" i jeśli obsesyjnie uczepimy się myśli nt jakiegoś ulubionego dania, to nasze myśli będą się wokól tego kręcić nieustannie doprowadzając nas do szajby :-)

Ponadto polecam jeszcze do poczytania, a na pewno do podumania taką jedną rzecz (hmm... staram się znależć w necie to, co wczoraj przeczytałam w żurnalu w pracy i co uważam za godne zastanowienia). Chodziło w krótkim artykuliku o medytację nad jedzeniem. Chodziło o moment zatrzymania się i wykonanie 3 ćwiczeń w miarę możliwośći:
* ćwiczenie uwagi podczas jedzenia. Przykład: jeść 3 szt. rodzynek 10 min. Wiem, brzmi jak tortura :-) ale chodzi o poczucie wszystkimi zmysłami ich koloru, zapachu, wagi, smaku wreszcie... Często łykając ogromne nawet ilości jedzenia nie pamiętamy przecież nawet co zjedliśmy!

* obserwacja siebie w czasie napadu "głodu". Np. na widok ulubionego jedzenia obserwować, co w nas się odzywa, jakie uczucia, namiętności nami targają, przeczekać ten moment i zobaczyć jak ten impuls wreszcie odpływa.
Pozwoli to rozpoznać nam prawdziwy fizjologiczny głód od tego psychicznego.

* i jeszcze w czasie napadu głodu zatrzymać się na chwilę i zastanowić, jak silny jest nasz głód w skali 1-10. Czy chce nam się jeść, czy raczej żreć ze strachu, wściekłości, nudy, zdenerwowania ?

Uff, i tak dużo zapamiętałam, bo nie jestem w stanie znależć wyżej wspomnianej pozycji. Ale za to mam coś podobnego o tu. I takie rzeczy lubię czytać, napisane bez wbijania czytelnika w poczucie winy, tylko oferujące zrozumienie i praktyczną poradę.

ps. tylko dopowiem jeszcze, bo zauważyłam, że to na mnie dobrze działa..chodzi o baaardzo wolne jedzenie przysmaku, długie żucie go w ustach i skoncentrowanie się na smaku. Naprawdę jem wtedy znacznie mniej :-)
Cholera, to taki zamiennik smoczka czy co? ;-)

Tuesday, April 10, 2012

Wtorek , 10 kwietnia 2012

Dzień dobry, waga dziś 179.4 funta. Na wadze byłam już dwukrotnie, jakby za pierwszym razem nie było wystarczającego info :-)
Trochę mi zimno, to na skutek wczorajszego kontrolowania porcji. Po prostu mało zjadłam, bo mam w lodówie dość kaloryczne rzeczy.Żeby to jakoś pogodzić limituję sobie porcje.Kładę na język, trzymam w ustach, rozkoszuję się smakiem jak najdłużej :-)
Tak więc wczoraj wpadłam na pomysł napisania czegoś może o jedzeniu wolniej. Po prostu wolniej, bo to jest różnica, czy w tym samym czasie zjem 1/8 paczki makaronu memląc go trochę dłużej, czy cała paczke....Satysfakcja smakowa taka sama, a ilość kalorii wchłoniętych o niebo mniejsza.
No ale o tym kiedy indziej. Jak to w życiu zwykle bywa, jest ono nieprzewidywalne :-), tak więc dzisiaj chciałabym się ustosunkować do artykułu w linku nadesłanym przez moją stałą czytelniczkę Ankę, za który serdecznie dziękuję :-)
A oto ten artykuł , pochodzi z magazynu "Zwierciadło" ,który kiedyś regularnie czytałam. Chyba czas powrócic do starych nawyków.

Część pierwsza moich przemyśleń o stresie i jedzeniu, czyli nie wiem co z tym fantem dalej zrobić. Autorka artykułu zwraca uwagę,że osobom otyłym trudno jest poczuć i rozpoznać swoje własne emocje. I tak i nie. Ja już dotarłam do tego punktu,że sama przed sobą mogę przyznać się, że w zasadzie od rana do nocy jestem zestresowana. Tylko co to moje rozpoznanie mi da, w czym mi pomoże?
Życia nie da się przykroić do swojego własnego chcenia, bo gdybym tak naprawdę chciała się w tej chwili odstresować, to pojechałabym na spacer za miasto. Wiadomo ,że to niemożliwe, wiadomo, że trzeba iść do pracy i pajacować w niej. To jest konieczność, urągająca czasami godności człowieka, dlatego kuli on ramiona i tkwi 8 godzin w okolicznościach dla siebie niekomfortowych. Wtedy nawet weekend nie wystarcza na wyprostowanie się.

Szukałam dziś w sieci info na temat wolnowarów, bo wymyśliłam, ze fajnie byłoby zjeść coś świeżego, smacznego i ciepłego zaraz po przyjśćiu do domu. Trafiłam na forum o wolnowarach i na wypowiedz jednej z osób tam piszących, która trafiła w sedno współczesnych problemów człowieka. Cytat z wypowiedzi Krysi2000 o wolnowarach i nie tylko :-):
"Hihihi, czyli kolejne narzędzie w służbie zniewolenia. Masz tu zastępujący cię gadżet, żebyś miał więcej czasu na siedzenie w biurowym kamieniołomie, żebyś mógł awansować i dostawać w zamian więcej orzeszków, które wymienisz na jeszcze nowocześniej zastępujące cię gadżety, żebyś miał jeszcze więcej czasu na siedzenie w biurowym kamieniołomie, żebyś mógł jeszcze wyżej awansować i dostawać w zamian jeszcze więcej orzeszków, które wymienisz... W piątkowy wieczór naprujesz się razem z resztą zestresowanego wyścigiem stada, w sobotę zrelaksujesz z rodzinką przy tv z n-tą edycją "Gwiazd z Tańcami", czyli patrz-jak-można-żyć-frajerze-ale-nie-dotykaj, a w niedzielę pospiesznie zakręcisz pranie i i tak zdążysz, bo jako przezorny wyrobnik nowoczesny zaopatrzyłeś się w supernowoczesną pralko-suszarko-prasowarkę, zajmującą jedynie 90x60x120cm i góra dwie i pół godziny czasu na odświeżenie łachów z całego tygodnia.

Cyniczne żarty żartami, bo zdaję sobie sprawę dobrze z tego, że ten kto nie dotrzymuje kroku w marszu ku świetlanej przyszłości, ten zostaje z tyłu w dziejowej pomroce. Albo jest tym pasterzem, co nas owieczki durnowate z jednej łąki na drugą przepędza, żebyśmy miały złudzenie fascynującej wędrówki przez życie"



To tyle na dziś, przemyślę temat jeszcze i innym polecam do przemyślenia. ale wydaje mi się, że na ten życiowy szkopuł nie uzyskam od pani Ewy Klepackiej-Gryz dobrej porady. Bo porada jest jedna: jechać do lasu i jeść korę :-) Jakie jechać, pójść piechotą, bo benzynę to się za pieniądze kupuje :D

A tak szczerze, to chciałabym nauczyć się nie stresować niczym. Czuję się chora w środku, kiedy jestem cały dzień napięta. Jest trochę tak, że wiem, że moje ciało sygnalizując stres ma rację i że cały świat jej nie ma wprowadzając takie okoliczności i sytuacje, wobec których moje ciało musi się tak bronić. Wtedy czuję się bezradna wobec świata. Tak on jest urządzony, a ja muszę się poddać.
Muszę - nie muszę, oto jest pytanie. Na pewno nie mam tego komfortu, że będę robić, co mi się umyśli i wyjadę na miesiąc, lub pięć w Karkonosze....

No i co państwo na to?


Na swoją rękę znalazłam dalszy ciąg artykułu o tu. Skąd ja to znam? :-(

Monday, April 9, 2012

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012

To znowu ja, odważona. 181 funtów żywej wagi.
U nas już po Świętach. W Polsce krajanie mają jeszcze jeden dzień na ucztowanie , tak więc będę do przodu zaczynając dzisiaj :-)
Eee, tylko że zostało dużo dobrego. Co prawda w tym roku zrobiłam dla każdego po pół jajka przekonując, że z braku tradycyjnego 40-dniowego postu nikt głodny śmiertelnie nie będzie, ale jak to zwykle bywa, ktoś kupił kiełbasę białą, boczek..Trzeba to było wszystko popiec i teraz toto leży i patrzy na mnie z lodówki. A mówiłam żeby nie kupować na potęgę, ale nie da się. Chyba mamy to w głowach ,że na święta musi być duzo i róznorodnie, bo inaczej to nie są święta.  No a teraz coś z tym klopsem trzeba zrobić.

Główny klops dla mnie to moje kolejne podejście do zrzucenia parędziesiąt kilo.
Tak nie może być. Nie mogę zrzucać co 2 miesiące 10 funtów i je natychmiast odrabiać, bo to nie jest dobre ani dla mojej psychiki, ani kondycji fizycznej ogólnie.
Jestem trochę w kropce, bo jak pomyślę o całym tym żmudnym procesie odchudzania, to mi się smutno robi. Z drugiej strony, kiedy patrze w lustro na mój kark gdzie szyi nie widać, to robi mi się smutno podwójnie.
Haha, Tak czy tak, przed sobą mam perspektywę Wielkiej Smuty, to co za różnica z jakiego powodu? :-)

O, tak mniej więcej wyglądam teraz: kark bez szyi, bania zamiast talii i kły na wierzchu.


Co zrobić, trzeba jechać z tym koksem, znaczy z odchudzaniem :-)

Jak to zrobić tym razem, żeby było bardziej skutecznie? Szczerze mówiąc nie wiem. Tzn. teoretyczne podstawy mam w małym palcu jak pewnie każdy z odchudzających się. Jednak ważniejsze od tego co się wie, jest to co się z tym robi. A robi się raz tak, raz siak, zamiast metodycznie i spokojnie i codziennie. Bo tak już jesteśmy chyba skonstruowani, ze działamy kampaniami, a cierpliwości i systematyczności brak, żeby baczyć końca.
Kiedy pomyślę ile to ja razy, tak jak dziś, rozpoczynałam kampanię, z przeświadczeniem że teraz już na pewno, że od dziś to już nie, to za głowę się łapię.To jet po prostu straszne. I kiedy pomyślę gdzie już bym była, gdybym systematycznie po trochu i codziennie coś dla siebie, dla swojego zdrowia zrobiła....Jakie to proste, prawda? Okazuje się jednak, że najtrudniejsze, bo takie proste, że aż nudne :-), lepiej zrobić kampanię, a potem w niej polec, a potem zastanawiać się, jak to się mogło stać :-)
To wcale nie jest śmieszne proszę państwa!
Muszę pisać do siebie takie rzeczy, muszę wystosowywać takie odezwy, bo bez tego to gdzieś wszystko ucieka, postanowienia słabną, tempo życia wymusza ucieczkę w żarcie i kółko się zamyka.


Wednesday, April 4, 2012

Środa, 4 kwietnia 2012

Waga sprzed Świąt Bożego Narodzenia.
Tak proszę państwa. Piwo, guacamole, chleb, oto głowne przyczyny mojego powrotu do 183 funtów, a winowajcy? Ja sama oczywiście.

Zaczynam więc od początku.
Trudno.

Wiem już, że w moim wieku (45 lat) tyje się znacznie szybciej niż kiedyś, a chudnie 10x wolniej. Jak to się mogło stać i kiedy , że się już kwalifikuję do średniego przedziału wiekowego? :-)

Wiecie dlaczego znowu zaczynam? bo przeczytałam dziś to . Ta babka ma tyle lat co ja, a wygląda jak superlaska, i to dzięki chodzeniu! Jej przykład jest naprawdę inspirujący.

W tym momencie mojego życia, akurat mam takie zajęcie, które jest związane z dużą ilością ruchu i to mi na pewno pomoże. Kłopot jedynie z tym, że nie ma jak i gdzie zjeść. W ciągu 8 godzin mogę sobie pozwolić na 5 min przerwy na jedzenie i to łykane bez gryzienia, bo nie ma czasu:-) Tak więc muszę dobrze się zastanowić, co to ma być.

No ale pomału i do przodu, bo nie mogę na siebie patrzeć.
DZiś w menu pieczone w piecyku kulki mięsne , sos pomidorowy, za makaron robiła pokrojona w paseczki paryka.

Można? można, tylko trzeba działać długodystansowo, a nie tak jak ja, góra 2 miesiące.