Monday, April 9, 2012

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012

To znowu ja, odważona. 181 funtów żywej wagi.
U nas już po Świętach. W Polsce krajanie mają jeszcze jeden dzień na ucztowanie , tak więc będę do przodu zaczynając dzisiaj :-)
Eee, tylko że zostało dużo dobrego. Co prawda w tym roku zrobiłam dla każdego po pół jajka przekonując, że z braku tradycyjnego 40-dniowego postu nikt głodny śmiertelnie nie będzie, ale jak to zwykle bywa, ktoś kupił kiełbasę białą, boczek..Trzeba to było wszystko popiec i teraz toto leży i patrzy na mnie z lodówki. A mówiłam żeby nie kupować na potęgę, ale nie da się. Chyba mamy to w głowach ,że na święta musi być duzo i róznorodnie, bo inaczej to nie są święta.  No a teraz coś z tym klopsem trzeba zrobić.

Główny klops dla mnie to moje kolejne podejście do zrzucenia parędziesiąt kilo.
Tak nie może być. Nie mogę zrzucać co 2 miesiące 10 funtów i je natychmiast odrabiać, bo to nie jest dobre ani dla mojej psychiki, ani kondycji fizycznej ogólnie.
Jestem trochę w kropce, bo jak pomyślę o całym tym żmudnym procesie odchudzania, to mi się smutno robi. Z drugiej strony, kiedy patrze w lustro na mój kark gdzie szyi nie widać, to robi mi się smutno podwójnie.
Haha, Tak czy tak, przed sobą mam perspektywę Wielkiej Smuty, to co za różnica z jakiego powodu? :-)

O, tak mniej więcej wyglądam teraz: kark bez szyi, bania zamiast talii i kły na wierzchu.


Co zrobić, trzeba jechać z tym koksem, znaczy z odchudzaniem :-)

Jak to zrobić tym razem, żeby było bardziej skutecznie? Szczerze mówiąc nie wiem. Tzn. teoretyczne podstawy mam w małym palcu jak pewnie każdy z odchudzających się. Jednak ważniejsze od tego co się wie, jest to co się z tym robi. A robi się raz tak, raz siak, zamiast metodycznie i spokojnie i codziennie. Bo tak już jesteśmy chyba skonstruowani, ze działamy kampaniami, a cierpliwości i systematyczności brak, żeby baczyć końca.
Kiedy pomyślę ile to ja razy, tak jak dziś, rozpoczynałam kampanię, z przeświadczeniem że teraz już na pewno, że od dziś to już nie, to za głowę się łapię.To jet po prostu straszne. I kiedy pomyślę gdzie już bym była, gdybym systematycznie po trochu i codziennie coś dla siebie, dla swojego zdrowia zrobiła....Jakie to proste, prawda? Okazuje się jednak, że najtrudniejsze, bo takie proste, że aż nudne :-), lepiej zrobić kampanię, a potem w niej polec, a potem zastanawiać się, jak to się mogło stać :-)
To wcale nie jest śmieszne proszę państwa!
Muszę pisać do siebie takie rzeczy, muszę wystosowywać takie odezwy, bo bez tego to gdzieś wszystko ucieka, postanowienia słabną, tempo życia wymusza ucieczkę w żarcie i kółko się zamyka.


1 comment:

  1. a może to prawda co ostatnio gdzieś słyszałam: ponoć biały cukier uzależnia równie silnie jak heroina? U mnie taka teoria miałaby potwierdzenie...

    Poza tym na pociechę podsyłam artykuł do poczytania: http://zwierciadlo.pl/2012/zdrowie/porady/droga-do-szczuplej-sylwetki-cz-1

    bo ja podczytuję to co podsyłasz po angielsku ;-)

    ReplyDelete