Friday, December 30, 2011

Tydzień 2, piątek, 30 grudnia, 2011

dzień dobry :-)
Od razu się pochwalę, waga łazienkowa pokazała dziś 180.4lb. Różnica od zeszłego czwartku -2,6lb, czyli coś koło kilograma. Uważam, że to przyzwoity wynik, bo fakty są takie, że był to najlepszy w roku tydzień, żeby przytyć! :-)
Ponadto nie zaczynałam od dni czysto proteinowych, a wiec nie wpadałam w żadne ketozy. Zawiniłam pasztecikami. A mimo wszystko coś tam na minusie jest (nieśmiałe hurra!)PS; teraz już widać że lepiej odważać się w funtach, waga szybciej spada :-)...taki trick.
DZisiejsze spożycie:
  • dwa spore plastry szynki wędzonej + serek 2%, mniej więcej ze dwie łychy
Okropna ta szynka w smaku, bo jakoś peklowana i chyba w cukrze trzymana dość długo. To co zostało na patelni po podgrzaniu to był sam cukier i chemikalia. Nie będę jej już więcej jadła.
  • bulion ( rosół odchudzony bez niczego w środku) +kawałki piersi indyczej podgrzane w nim, natka pietruszki
Bulioniki bardzo lubię! Robię cały gar, nawet na nieco tłustszym mięsie niż pierś z kury, nic nie szkodzi, w lodówce albo na balkonie wszystko ładnie się ścina. Potem łyżką cedzakową zdejmuję cały tłuszcz, reszta w porcje i do zamrażarki. Smak wyborny, tłuszczu niet, czego chcieć więcej?
  • na późny obiad był ,niestety, kawałek kurczaka smażonego w głębokim tłuszczu. Nawet nie cały kawałek podudzia, bez udka, ok. 3/4, skóra zdjęta, jak pan bóg przykazał, dodatki to jak zwykle cukinia czosnek, trochę cebuli, dziś dodatkowo 4 oliwki i 3 pomidory z puszki + nowe kluski shirataki, kształt penne.
Jeszcze takich nie jadłam i wydaje mi się, że najbardziej mi smakują właśnie takie. Porcja z jednej cukinii, jednej paczki klusek starcza na dwa posiłki. Będę miała na jutro, albo na dziś jeszcze, zobaczy się.

Ćwiczenia: 3 godziny szybkiego dość marszu przez pół miasta do sklepu z obuwiem i z powrotem. Powiedzmy że odejmując czas spędzony w sklepach wyjdą z tego 2 godziny, ale było dość intensywnie, dlatego kiedy zobaczyłam tego kuraka w sklepowym gorącym bufecie, nie mogłam się oprzeć. Kupiłam dwa kawałki, dla siebie mniejszy i dla domownika większy. Domownik odgryzł kawałek i zostawił, więc dokończyłam :-) Ale drugi jest, 'nie rusany'!
Tym sposobem zbliżam się do szerszego komentarza nt. jak się odchudzać w ogóle, jak ulegać pokusom, które są na każdym kroku.
Dziś w tv śniadaniowej oblądałam krótkie omówienie postanowień noworocznych i jedno z najbardziej powszechnych, to zacząć się odchudzać. Od razu było powiedziane, że znakomitej większości nie uda się ta sztuka.No ba! Byłam tam, przerabiałam to. Pomyślałam dziś, zę zamiast jechać na 'ściśniętej dupie', zjem ten niedokończony kawałek, bo inaczej będę o nim myśleć obsesyjnie i jutro, a najdalej za dwa dni polecę do sklepu i kupie sobie 4 kawałki. Ponadto wyspacerowałam się dziś i to duzo, bilans nie powinien być tragiczny. Teraz jestem kontenta, szczęśliwa, nie mam obsesyjnych myśli, mało tego, więcej animuszu żeby trzymać dietę. A mogłoby się to źle skończyć, bo zaraz jedziemy do znajomych :-) Ale wniosek z tego płynie taki, że nie należy pozostawać bez jedzenia przez dłuższy okres, bo to łamie wolę szybciutko.
 Mam nadzieję, że po powrocie będę mogła dopisać 0 w departamencie 'alkohol' ;-)



No comments:

Post a Comment